*Rozdział IV* Nierozważny cios

  Pędził z prędkością, z jaką dotychczas nie odważył się jeździć. Nie interesowały go znaki, a nawet fotoradary, które co chwilę włączały się na jego widok. Mijał dobrze znane mu budowle, mieszkania znajomych i przyjaciół. Ów budynki budziły w nim niestety tylko przykre wspomnienia, związane z jego ukochaną. Zawsze trzymał przy sobie ich wspólne zdjęci. Nie rozstawał się z nim na krok, będąc w stuprocentowym przekonaniu, iż gdy zgubi zdjęcie- zgubi również Violettę. Bał się. Przerażał go fakt, że coś dzieje się właśnie Vilu, a on nie może nawet tknąć w tej sytuacji palcem. Nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której coś mogłoby się stać jego najbliższym, dlatego też nie tryskał pewnością czy kiedykolwiek ją odnajdzie. Strach w jego głowie powoli dominował nad resztką rozsądku.

  Po chwili zastała go już tylko prosta droga. Zero budynków i śladu cywilizacji, sam piach i zachodzące słońce. Mało było takich miejsc w wielkim, zabudowanym doszczętnie mieście. Tam nie istniała żadna możliwość na chwilę spokoju. Tutaj zaś, w środowisku nie wyniszczonym przez dym zastawany w niektórych częściach stolicy, można by odpocząć od wiecznie zabieganych mieszkańców. 'Ale to jeszcze nie czas na odpoczynek, Verdas.'- pomyślał. Nadszedł ciężki okres, zresztą nie tylko dla niego.

***
  -Musimy w końcu gdzieś się przenieść- powiedziała z pewnością w głosie. W tym wypadku miała całkowitą rację, gdyby bowiem osiedlili się tu na dłużej, z łatwością zostaliby namierzeni. Jej brat pokiwał tylko głową z prześmiewczym uznaniem. Wyjął z opakowania garść paluszków, po czym wpakował je niechlujnie do ust. Nie zważając na kulturę osobistą, zaczął mówić:
- Mołim zuaniem... najlepuej byoby wyłechać z kłaju- rzekł przeżuwając jednocześnie przekąskę.
-Wiesz co? Jesteś obrzydliwy. Powiedz to jeszcze raz, ale bez żarcia w gębie, ok?- odpowiedziała z odrazą malującą się na jej twarzy. Chłopak przewrócił oczami i kontynuował:
- Powtarzam jeszcze raz. Moim zdaniem najlepiej byłoby wyjechać z kraju, wtedy problem zniknie.
-  To wcale nie głupie- zaczęła- Wiesz co? Powoli zaczynam dostrzegać, że może jesteśmy jednak spokrewnieni.- zaśmiała się. Ich rozbawienie nie trwało długo, ponieważ oboje równocześnie usłyszeli trzask dochodzący z kamiennej piwnicy. Zbiegli pospiesznie na dół. Oboje wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Hukiem, który usłyszeli okazał się pękający łańcuch. Oto właśnie tuż przed nimi stanęła w całej swej okazałości porwana przez nich dziewczyna. Z jej oczu kipiała złość, nie taka zwykła, którą widuje się u ludzi złych, lecz taka, w której wyczytać można było desperację i chęć zemsty. No właśnie, zemsty... Jej wycieńczony, wygłodzony i wytłumiony umysł odrzucił od siebie wszelkie oznaki łaski. Teraz chodziło tylko o zemstę. Chwyciła skrawek belki leżącej tuż obok. Ruchy, które wykonywała były słabe i mozolne, ale któż nie reagowałby w takim stanie podobnie? Podniosła drewniany przedmiot nad głowę, chcąc wykonać ogłuszający cios.

-Przestań! Odłóż tą belkę, rozumiesz? Bo to skończy się dla ciebie źle!- Wrzasnął z nutką przerażenia, niemalże niewyczuwalną . Ona jednak nie miała ochoty po raz kolejny być posłuszna, za to zaśmiała się złowieszczo.
-BO CO? Znowu mnie uwięzicie... ale ja się nie dam! Odejdź, bo coś ci się stanie! Teraz mów lepiej, kim jesteś... eghm, kim jesteście!
- Naprawdę uważasz, że ci powiem? Nie dotarło do ciebie jeszcze, że nie masz tu nic do powiedzenia!? ZOSTAŁAŚ PORWANA, kumasz?! Nie ty tu ustalasz zasady! Jeden twój błąd, i po tobie! Odłóż tę belkę, albo...
-ALBO CO!? Jesteście idiotami!- Nerwy sięgnęły góry. Wzięła mocny zamach deską i wręcz rzuciła nią w porywaczy. Ale jej osłabione ruchy, nie miały porównania z refleksem bruneta. Szybko ją złapał i odrzucił na bok. Przerażona Violetta przysiadła na podłożu i zaczęła płakać. Deska... to była jej ostatnia nadzieja. Widząc jej rozpacz w mężczyźnie coś pękło. Być może po raz pierwszy przemówił do niego zdrowy rozsądek. Wydał rozkaz swojej siostrze, aby przyszykowała dla niej jedzenie i świeże ubrania. Ta zaś zupełnie ogłupiała poważnym tonem brata, odeszła posłusznie. W piwnicy nie było żadnego okna, schowka czy może czegokolwiek w tym guście. Prowadziły do niej jedynie długie, kręte schody, a w jej wnętrzu leżało zaledwie kilka drewien podtrzymujących kruchy sufit. Nie miał ochoty znowu zakłuć jej w łańcuchy (które zresztą były zerwane). Wiedział, że dni, które spędzą w tym miejscu są policzone, nie chciał kolejnych konfliktów z policją. Tym razem chodziło o coś więcej niż drobne kradzieże czy pobicia. Tu chodziło o prawdziwe porwanie, mało tego dla okupu. Zmierzył wzrokiem porwaną przez niego dziewczynę, która wciąż trzymała głowę w kolanach. Ni stąd, ni zowąd zrobiło mu się smutno. Odszedł, ale czuł, że ta sytuacja go odmieniała.

------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział, młehhehehe :D Wiem, że długo czekaliście, ale tak jakoś mi się nazbierało obowiązków ;/ W każdym razie rozdział jest, pojawiły się nowe informacje... No i to chyba tyle xD Zachęcam do obserwowania i komentowania, także mojego drugiego bloga *KLIK*. Pozdrawiam ;*

4 komentarze:

  1. Myślałam że już nasz opuściłaś, nie strasz mnie więcej xD
    Jak ja kocham tego bloga *-* Kocham, kocham, kocham *-* Pisz szybciej kolejny bo zwariuję xD

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny ;*
    Violetta przerwała łańcuchy ;D mrr, fajnie...
    czekam na kolejny xd pozdrawiam

    //Nati

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski, boski, boski!
    Leon, który jedzie (nie wiem nawet gdzie, ale jedzie XD) na motorze na nic nie zważając po swoją ukochaną Vilu *.*. Genialne!
    Dobrze, że Violetta przerwała te łańcuchy! Może poznają, że wcale nie jest taka słabiutka;
    Kocham twojego bloga! Piszesz fantastycznie i czekam na kolejny rozdział *.*.
    Życzę duuużo weny i czasu na 5 rozdzialik<3
    ~Vanill

    OdpowiedzUsuń