*Rozdział VII* Droga bez powrotu

    -Jak to wyjeżdżamy? Gdzie znów będziecie mnie więzić?- Niemalże wykrzyczała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że z każdą chwilą coraz bardziej oddala się od wizji powrotu do domu. Patrzała na niego błagalnie. Wiedziała, że to nic nie da. Jego twarz była pusta. Kompletnie pozbawiona jakichkolwiek emocji, wszystkiego co wskazywałoby na to, że jest nadzieja. Nie, nie ma już żadnej nadziei. Oni chcą ją zabrać. Znając życie daleko. Strasznie daleko.
    Czekała na jakieś słowo wyjaśnienia. Oczywiście to graniczyło z cudem. Po jego twarzy widziała, że nie ma w ogóle zamiaru odpowiadać. Na jego miejscu sama nic by nie mówiła. On był człowiekiem bezdusznym. Tego akurat nie trzeba było analizować. Nie miała zwyczaju rozpatrywać spraw jasnych, jaką był jego charakter.
    -Najpierw Paragwaj. Później Brazylia. Co będzie potem pomyślimy- odezwał się w końcu. Świetnie. Najpierw Paragwaj, później Brazylia, później nie wiadomo co. Plan prawie bez żadnej skazy.
    - Idę spakować jedzenie na drogę. Będzie nam bardzo potrzebne. Kiedy wrócę- zrobił przerwę dla dodania sobie respektu- masz wyjść bez żadnego ''ale'', rozumiesz? Bo inaczej skończy się to dla ciebie tak samo beznadziejnie.
    Kiedy już odszedł, w jej głowie długo unosiły się słowa, które świadczyły o jej marnej pozycji. Aby skrócić swą chwilową niedyspozycję psychiczną, zasięgnęła ponownie po leżący pamiętnik.Przelatywała wzrokiem kilka kolejnych wpisów, które nie zawierały nic szczególnego. Wywnioskowała z nich tylko to, że pamiętnik należał do dorastającej dziewczynki, która niezbyt radziła sobie w szkole. Nie była lubiana, miała brata i pakowała się w kłopoty. Porównała pierwszy i ostatni wpis: różnica pięciu lat. Cofnęła się ponownie o kilkadziesiąt kartek w tył. Jej uwagę zwróciła odklejająca się karteczka. Z przyzwyczajenia zaczęła czytać od początku.

    Za mną pierwszy tydzień w szkole. Teraz już wiem, że i tu nie znajdę przyjaciół. Nikt mnie nie lubi. Wciąż uważają, że jestem dziwna i głupia. Diego mi mówi, żebym się nie przejmowała. Ale on nie wie jak to jest być nikim w oczach innych. Go lubią wszyscy, bo jest taki jak wszyscy. A ja jestem inna.
Jutro tata przyjeżdża z jakiejś ważnej delegacji, na którą musiał jechać. Ma podobno dla nas jakąś ważną informację. Nie mogę się doczekać. Mama się złości, bo jej nawet nie poinformował o wyjeździe. Mówi, że wziął pieniądze, które miały być na jedzenie. Takie są właśnie uroki mieszkania w tych gorszych dzielnicach Madrytu.

MO


    -Egh, to zwykły wpis. Gdzieś tu musi być coś... ciekawego.- mruknęła. Przewijała kartki z coraz mniejszym zaangażowaniem, tracąc powoli nadzieję na konkrety. Tu nic, tam nic... Teoretycznie wszędzie jedno wielkie nic.
    Być może gdyby miała dostatecznie dużo czasu, znalazłaby skrawek, którego usiłowała odszukać. Niestety, tego było za mało. Nim się obejrzała, została wyprowadzona do furgonetki i przywiązana do tylnych drzwi pojazdu. Siedziała pod ścianą, znów bez możliwości wykonania większego ruchu. Usłyszała przerywany warkot starego silnika. Poczuła, jak koła znajdujące się pod nią mozolnie wyznaczają sobie prędkość. Z czasem nie miała już wątpliwości, że są zbyt daleko, aby wrócić.

***

    Tik-tak, tik-tak...- odbijały się od ścian dźwięki zegara. W jego mieszkaniu panowała toporna cisza. Wpatrywał się w drewniany przyrząd i ze zniecierpliwieniem oczekiwał północy. Zegarek był w rzeczywistości prezentem od Violetty. Na jego tarczy widniały ich wspólne zdjęcia. Niewątpliwie piękne wspomnienia, które mogą być ostatnimi.
    Myślał. A każda kolejna myśl przywoływała nowe wspomnienie. Jedno nakładało się na drugie, drugie na trzecie, zaś trzecie na czwarte... i generalnie przebijały się tak w nieskończoność. Lecz mimo wszystko czarna sugestia najgorszego dominowała nad tą odrobiną wiary i nadziei, nakazującą mu się nie poddawać.
    Oczekiwanie było gorsze niż się spodziewał. Kręcił się wciąż po pokoju, bezustannie szukając harmonii. Nie pomogła mu nawet kawa, którą uwielbiał ponad wszystkie napoje. Wypił jedną, potem drugą. Nic. Nie chciał jednak sączyć kolejnej. Zbyteczny poziom kofeiny tylko by mu zaszkodził. Chociaż z uznaniem był zmuszony stwierdzić, że kawa robiona przez niego bywała wyśmienita.
    Nareszcie, ku jego zbliżała się godzina 24:00. Widocznie po zażyciu wielkiego kofeinowego kopa, czas upływa znacznie szybciej. Założył kurtkę, wziął klucze i wyszedł, jak to zwykł robić.
    Kiedy znalazł się już wśród mrocznych alei zaparkował auto. Nie było to co prawda miejsce do tego przeznaczone, ale skoro inni nie przestrzegali prawa, to on również. Policja często zaciągała się w te strony. Szukali sensacji. Powoli jednak te okolice przestały interesować plotkarzy, publicystów, działaczy. Kradzieże i rozboje były tu na porządku dziennym.
    Doszedł do starej kamienicy. Skręcił w stronę piwnicy. Męczył się z długimi schodami i zagraconym przejściem. Robił wszystko dokładnie tak, jak wczorajszego dnia. Ona już tam na niego czekała. Włosy miała niestarannie upięte w kucyk. Na jej czoło opadał jeden, nieestetyczny kosmyk. I te oczy... wyglądające jak jeden wielki wór tajemnic.
    -Spóźniłeś się.- burknęła. Nie wyglądała na osobę z fantastycznym humorem. Z jej twarzy ciężko było coś wyczytać. Zero szczęścia. Zero emocji. Po prostu wzrok wbity w komputer, ale także oddający wrażenie wszechwiedzy. Jakby widziała (i wiedziała) wszystko, patrząc jednocześnie tylko w ekran.
    - Daj spokój. To zaledwie pięć minut spóźnienia.- powiedział. Przerzuciła na niego wzrok, jakby z wyrzutem. Zastanawiał się, czy wypowiedział coś nie tak. „O tak, León, głupku. Na pewno powiedziałeś”- pomyślał.
    - Dla ciebie to zaledwie pięć minut. Równie dobrze już od pięciu minut moglibyśmy pracować. Pięć zmarnowanych minut, pięć minut za późno. W tych pięciu minutach mogło wydarzyć się o kilka, jak nie kilkanaście zdarzeń za dużo. W przeciągu tych pięciu minut ktoś mógł poderżnąć twojej żonie... eghm, narzeczonej gardło. Wytłumacz to sobie tak: pięć minut równa się śmierć.
    Te słowa zmusiły go do refleksji. Nigdy nie myślał w podobny sposób. Dla niego pięć minut... to po prostu pięć minut, nic więcej. Faktycznie, kiedy on sobie spacerował spokojnie, coś złego mogło się przydarzać akurat Violi.
    - No dobrze... Następnym razem nikogo już nie uśmiercę. Obiecuję. Masz dla mnie jakieś konkrety?- zapytał. W duchu jednak nie miał ochoty zbędnie dyskutować. W jego toku myślenia były duże pokłady racji, ale też czegoś, co sprawiało, że nie mógł się oprzeć głupiutkiemu dowcipowi.
    Przypomniał sobie czasy, w których nie raz był skąpy co do komplementów. Nie szczędził od obelg. Śmiał się ze wszystkich, którzy byli „gorsi”. Jakie to było z jego strony głupie. Był tak zadufany i egoistyczny, że poza odbiciem w lustrze nie widział niczego, co mogłoby go zainteresować. Myślał, że wszyscy, którzy są biedni, są źli. Ten też. I tamten.
    -Konkretów raczej nie. Ale są poszlaki. Przejrzałam kilka razy nagranie z monitoringu. Mój program wychwycił twarz porywacza, a raczej jej marny skrawek. Pasuje do 5 osób. Dwie z nich nie żyją, więc odpadają. Kolejna osoba to doskonały pracownik, ułożony, bez wykroczeń, mieszka z matką...
    - Nie kończ. Zrozumiałem. Kim są pozostali?
    - Tu sprawy się komplikują. Mamy dwóch facetów, wybujała przeszłość, uchodzą za postrach swoich okolic. Jeden z nich słynie z kradzieży, pobić, poza tym raczej nic większego. Wychowywał się w Hiszpanii, jego domem były biedne ulice. Szczerze powiedziawszy nic dziwnego, że skończył jako przestępca.
    - A drugi?- przerwał jej.
    - Perfekcjonista. Zawodowy zabójca. Nie pozostawia po sobie żadnego śladu. Policja poszukuje go od 5 dobrych lat.- powiedziała. Jego twarz spowiła nie tyle co rozpacz, ale także wiążące się z nią przerażenie. Jeśli Violetta trafiła akurat na niego, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie żyje. Nie wyobrażał sobie spędzić pozostałych lat w pustce. Kilka zdjęć i on sam. Płacze. Bardzo mierny koniec, jak na człowieka, który niegdyś miał wszystko.
    - Jaka jest szansa, że trafiła na kogoś innego?
    - Żadna. Mój komputer jeszcze nigdy się nie pomylił. Na twoim miejscu... nie robiłabym sobie nadziei. Mamy pięćdziesiąt procent szans na jednego, albo drugiego. Jeżeli nie zabili jej do teraz, to w końcu tak czy tak to zrobią.
    - Nie znasz lepszego pocieszenia? Zrobię wszystko, by ją odnaleźć, rozumiesz? Z twoją pomocą, czy bez niej. Za bardzo mi na niej zależy, żeby bawić się z tobą w negocjacje.
    - Tylko mi się tu nie rozpłacz. Płacz nigdy nie pomoże. Co najwyżej tylko pogorszy sprawę.
    - Taka z ciebie ekspertka, hę?- warknął.
    -Wiem z doświadczenia. Łzy są do kitu. Kiedyś ci ich zabraknie, ale wtedy nie będziesz już mógł opłakiwać.- odburknęła. Wyjęła sporą pakę papierzysk z biurkowej szafki. Brała i odkładała je kolejno, doszukując się docelowo wybranego przez nią fragmentu. Przyglądała się jednemu już dłuższą chwilę. Błądziła wzrokiem po słabo widocznych literach. W końcu wzięła czerwony marker i zaznaczyła wielkie koło. Cicho szepnęła pod nosem:
     -Chyba wiem gdzie go szukać.

--------------------------------------------------------------------
Dzisiaj trochę dłużej. Stwierdziłam, że będę poświęcać więcej czasu na rozdziały, będą one wtedy dłuższe i bardziej wydajne. W trakcie pisania pożarłam TONĘ słodyczy wszelkiej maści. Jak będę gruba to zwalę to na was xD Teraz mam ferie, co oznacza zapewne nowy rozdział. Znów oczywiście wypożyczyłam sto książek, a teraz nie ma kto ich przeczytać xD Kiedyś się jeszcze za nie zabiorę, teraz mam czas ;-) Pozdrowienia od ciepłego kakałka :*

PS: Co myślicie o zakładce 'Pamiętnik Mo' ?

7 komentarzy:

  1. świetny ;*
    jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. I czy Leoś znajdzie Violę <3
    z niecierpliwością czekam na kolejny xD
    A co do zakładki, to możesz założyć :-)
    //Nati

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dopiero dzis znalazlam twoj blog a juz nie moge sie od niego oderwac czekam z niecierpliwoscia na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski ♥
    Czekam na next ;-)
    historieleonettypolska.blogspot.com
    ~Mechi ★

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: ja też mam ferie^^.
    Po drugie: skąd ty jesteś? Przecież nie ma drugiej takiej osoby na świecie, która pisałaby równie genialnie! Stopniowo budujesz napięcie, co prowadzi do tego, że chce się więcej, więcej i więcej.
    Ale może skomentuję ten przecudny rozdzialik*.*
    Violetta wyjeżdża w odległe miejsca. Dodatkowo osoba, która jest jej- tak to nazwijmy- 'szefem', jest bezduszna. Nie wie co to litość i nie potrafi wczuć się w jej sytuację. To bardzo mi się spodobało. Dlaczego? Już wyjaśniam. Bardzo często tak się właśnie dzieje kiedy chodzi o porwanie. Bardzo dobrze opisujesz tą sytuację. Tak...prawdziwie!
    Fragment z pamiętnikiem Mo również przypadł mi do gustu. Nie ma w nim niewiadomo jakich wskazówek i sekretów. To tylko zwyczajny pamiętnik, troszkę innej dziewczyny (która, nawiasem mówiąc, hoduje tygrysyxD).
    To teraz przechodziny do naszego Leosia*o*. Właśnie w tej części znajduje się mój ukochany fragment. Chodzi mi o te 5 minut. O to, że w ciągu tych kilku minutek, mogą się zdarzyć niezwykle istotne wydarzenia, które zaważają na innych wydarzeniach, a różni ludzie zupełnie nie zwracają na to uwagi.
    Do gustu przypadła mi także postać Lucy. Potrafi pokazać pazurki, ale starannie wykonuje powierzoną robotę. Bardzo lubię takie osoby. Czy to w opowiadaniu- czy w prawdziwym życiu;
    Chyba tyle chciałam ci dzisiaj przekazać. Piszesz naprawdę nieziemsko i nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział;).
    ~Vanill
    PS
    Życzę ton weny oraz miłych, śnieżnych (chyba, że nie lubisz śniegu. Wtedy bezśnieżnychXD) ferii. Mam nadzieję, że dobrze wypoczniesz!:D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzialik fantastyczny!
    Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu http://leonetta-na-wieki.blogspot.com/2014/02/rozdzia-31-nowi-uczniowie.html !
    Gratulacje, z pewnością zasłużyłaś! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam też na moje blogi:
      leonetta-na-wieki.blogspot.com
      oraz
      http://muzyka-mordercy.blogspot.com/

      Usuń