*Rozdział VI*- Pamiętnik

    -Kochanie, wróciłem!- usłyszała donośny krzyk pochodzący z korytarza. Pobiegła w jego kierunku jak najszybciej się dało, w celu zbadania jakie rzeczy zakupił jej mąż. Zza cienkiej powłoki torby foliowej wychylały się dwie jaskrawe farby, pędzle, szpachelki... czyli wszystko co tylko nadawałoby się do odnowienia pomieszczenia. Bez słowa sięgnęła po jedną z puszek farby i zaczęła oglądać przyklejone do niej naklejki. Zawiedziona pokręciła przecząco głową.
-No cóż... ta 'zieleń' nie będzie pasowała... pokaż tę drugą.- rozkazała. Chłopak posłusznie wygrzebał z torby farbę, tym razem był to delikatny fiolet podchodzący pod odcień lawendy.
Francesca wyrwała mu ją natychmiast z rąk. Okręciła ją parę razy w dłoniach i stwierdziła z satysfakcją:
-To jest ten kolor.... dokładnie taki sam uwielbia Viola. Zacznij już wynosić meble.
- Francesca... błagam, daj mi chwilę odpoczynku. Ledwo co dotargałem się z tymi torbami, a ty mi jeszcze karzesz się przemęczać... nie możemy zacząć za godzinę?- poprosił z błagalnie zaciśniętymi rękami. Dziewczyna przeszyła go groźnie wzrokiem, w taki sposób, że nawet on nie był w stanie ukryć przerażenia. - Nie było rozmowy- Rzucił cicho i powlókł się w stronę pokoju, niosąc ze sobą ciężkie przedmioty. Wygięła usta w półuśmiechu, był to efekt tej małej wiktorii, którą przed chwilą odniosła. Marco nie miał z nią łatwo. Często miewała ciągłe zmiany nastroju, a kiedy dochodziło już do kłótni, zaczynała wrzeszczeć na niego po włosku, lub z niezrozumiałym akcentem. Strasznie go to irytowało, że rządzi nim kobieta. Ale pod małą powłoką sarkazmu i wyrachowania krył się ogromny wulkan zbierających się w niej emocji, co bezustannie powodowało u niej płacz i histerię. Wtedy to on wkraczał do akcji i pocieszał ją, nawet jeśli chodziło o jakąś ckliwą komedię romantyczną, jaką oglądała dla wyładowania erupcji jej charakteru. Byli wyjątkowym małżeństwem, którego podstawę stanowiła odmienność ich zdań. Zasada o przyciąganiu się przeciwieństw pasowała tu idealnie.
    Marco ekspresowo wynosił meble, w czasie gdy ona patrzyła się na całe zdarzenie z uśmiechem. Raz to spoglądała na niego, raz na swoje paznokcie... kiedy on drapał się po głowie jak wynieść ogromną kanapę niemieszczącą się w małych drzwiach. -Tylko nie porysuj mi podłogi i ścian- wyraziła głośno. Miała zamiar to zrobić ciszej, ale prawdopodobnie chciała w ten sposób podkreślić, że jeżeli podłoże ucierpi w całej akcji, również zostanie wymienione. Widząc jego gniewną minę, postanowiła odejść jak najdalej, a cały remont oddać w ręce swojego męża.

***

    'Kolejny dzień w tej rozpadającej się powoli norze...'- pomyślała. Udogodnienia takie jak swoboda ruchów i większa ilość prowiantu i tak nie były w stanie zastąpić domowego ciepła i widoku bliskich.  
     Krążyła bezcelowo po piwniczce, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia. Jedyną odkrytą jak na razie przez nią rzeczą, były drzwi, do których prowadziły długie schody. Ale i tu spotkało ją zawiedzenie, ponieważ mimo słabej konstrukcji, którą była w stanie zniszczyć jednym mocnym kopnięciem, odnosiła wrażenie, że za drzwiami zawsze ktoś stoi. Słyszała głosy- męski i damski, oraz mruczenie. Porywacze robili sobie warty. Wiedziała, że w konfrontacji z nimi nie ma szans. Wywnioskowała to po ostatniej sytuacji z tą nieszczęsną deską. Fakt, nabrała już nieco sił, ale w porównaniu z nimi... nawet nie mogła mówić o żadnym porównaniu. Byli silniejsi, szybsi, zwinniejsi, a ją utrzymywała ciągle tylko wiara i chęć ucieczki.
     Nagle coś przykuło jej wzrok. Obok jednego z podestów leżała wcześniej niezauważona przez nią, stara książka. Cała pokryta była kurzem. Podwinęła rękaw pod samą dłoń i zaczęła starannie wycierać kurz w miejscu tytułu. Powoli zza warstwy brudu wychylały się kolejno litery 'P', 'A' oraz 'M'. Energicznie przesunęła ręką dalej i nie patrząc na słowo otrzepała rękaw z kurzu. Odwróciła głowę. Teraz dokładnie wiedziała czego może się spodziewać po ów ''książce''. Był to pamiętnik, konkretnie jakiejś Mo. A więc miała w dłoniach skrawek życia jakiejś postaci. Długo zastanawiała się nad otworzeniem, w końcu to czyjaś wielka tajemnica. Ona sama nie chciałaby, aby ktoś czytał jej sekretnik. Jednak co jeśli to w tym przedmiocie kryje się odpowiedź na jej pytania? Plan ucieczki, tajemne miejsca, o których nie wiedziała? Takie pytania wciąż tylko mnożyły się w jej głowie, w końcu jednak przeważyły nad manierami. Powoli oddzieliła okładkę od pierwszej strony. Jej oczom ukazał się pierwszy wpis, który stworzony został kilka lat temu.

01.09.2007
To mój pierwszy wpis. Szczerze powiedziawszy nie mam za bardzo pojęcia o czym będę pisać. Nie posiadam wprawy w pisaniu, a już zwłaszcza pamiętników. Po prostu muszę się komuś wygadać, albo raczej... czemuś. Jutro jest pierwszy dzień w nowej szkole. Może tam mnie polubią. Przeprowadziliśmy się tu z mamą i starszym bratem . Ma na imię Diego. Jak na starszego brata jest całkiem fajny, ale straasznie nudny. Ciągle gada o tym, jak to pojedzie do Argentyny i będzie sławny... Mówi coś, że chce zostać muzykiem. Jeszcze go odciągnę od tego pomysłu, bo się ośmieszy. Zapowiada się tydzień ciężkiej pracy. Słyszałam, że nauczycielka od polskiego często robi kartkówki i sprawdziany, więc trzeba się przygotowywać. Chociaż w sumie i tak nie będę się uczyć. Nic mi nie zrobią. Kończę, Diego woła mnie na obiad.
MO


    -Mo... Diego... Mo... coś mi to mówi- szeptała do siebie. Jednak nie miała zbyt wiele czasu na przemyślenia, ponieważ z góry dobiegały dźwięki ciężkich butów uderzających o podłogę. Zamknęła szybko pamiętnik i schowała pod złamaną belką. Usiadła pod ścianą i schowała głowę w kolanach, tak jak wcześniej. Osoba idąca w jej stronę była obecnie na schodach. Bliżej i bliżej... W końcu ujrzeć dało się postać chłopaka. Co dziwne przez ramię przewieszoną miał ciężko wyglądającą torbę. Nie patrząc na nią powiedział szybko i pewnie:
-Zwijaj manatki. Wyjeżdżamy. Teraz.

***

    'Godzina 19.50, jestem punktualnie.'- pomyślał. Szybko opuścił wcześniej zaparkowany samochód i spojrzał dokoła. Ze wszystkich stron otaczały go stare, rozpadające się konstrukcje, w których skład wchodziły głównie blokowiska i szare bary. Idealne otoczenie dla początkujących przestępców i miejscowych pijaków. Aż nazbyt dziwne, że ktokolwiek porządny mógłby obracać się w obliczu takich obrazów.
    Mimo wszystko nie narzekał. Starał się szukać pozytywów, chociaż tych nie było zbyt wiele. Teraz najważniejsze było znaleźć budynek, w którym znajdzie Lucy. Zżerała go ciekawość, kim jest polecona przez jego przyjaciela osoba. Bóg wie, na kogo trafi, co powie, uzna za słuszne. Miał coraz więcej wątpliwości, przy których determinacja, jaką na razie się wykazywał, malała. Krążył po zaśmieconych ulicach, oświetlanych przez nikłe światło ulicznych lamp. Jak głupi przypatrywał się kartce z adresem. Sprawa byłaby o wiele prostsza, gdyby nie pismo (a raczej hieroglify) Marco. Wreszcie natrafił na budynek, który teoretycznie powinien być tym właściwym. Oczywiście aby nie było tak łatwo, tuż obok drzwi zastał go domofon, cały przepełniony nazwiskami. -Cudownie. Po prostu świetnie.- Zrezygnowany już miał zamiar się wycofać, w końcu nie bez podstaw, miał do tego liczne powody. Tymczasem odpowiedź kryła się gdzie indziej. A uściślając- w telefonie. Gdy przymierzał się już do odejścia i poddania się, do jego uszu dotarł odgłos komórki. Wyciągnął ją z obszernych kieszeni. Co dziwne, nawet nie wysilił się aby odebrać, a z jego wnętrza automatycznie wydobył się kobiecy głos:

GŁOS: Nic nie naciskaj. Wejdź piwnicą, wejście jest po lewej stronie.
LEÓN: Halo? Kto mówi? Do jakiej piwnicy?
G: Za dużo gadasz. Po prostu to zrób.
L: No... dobrze.

    Faktycznie. Lewy bok budynku zdobiły małe, aczkolwiek dobrze widoczne drzwiczki. Jakim cudem nagle się tam znalazły- nie wiadomo. Nie zastanawiając się długo podszedł do nich i jednym mocnym ruchem, ot tak, zostały wyważone. Mógł oczywiście je otworzyć po ludzku, ale coś podkusiło go do czynu, który pokaże w jako taki sposób jego dominację.
    Telefon nadal miał przewagę. On tu rozkładał karty. Nakładał zagadkę na zagadkę. Kiedy był najbardziej potrzebny, zamilkł. Cisza, totalna cisza. Słychać tylko głosy ulicy i krzątające się gdzieniegdzie myszy. Ale w tym wszystkim brakowało tylko dźwięku dzwonka, który w magiczny sposób doradziłby mu, gdzie ma iść. -Noo, może teraz jakiś esemes?- powiedział sam do siebie. W rzeczywistości jednak nie był sam. Jego teoretycznie ciche słowa powędrowały wraz z małą ilością tlenu do innych uszu.
    Poczuł, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się. Nikogo nie było. Przelotnie mierzył wzrokiem każdy zakamarek. Coś przybiło jego wzrok. Zza ceglanego stosu wystawała głowa starego pluszaka, którego pewnie pozostawiono tutaj dawno temu. Wziął go do rąk. Przypatrywał mu się. Zauważył coś w jego oczach. W normalnym wypadku byłyby to czarne koraliki, ale teraz... teraz to była zamontowana kamera. -Tak się bawimy, co?- Powiedział zdenerwowany. Rzucił zabawkę w drugi kąt i ponownie zmienił swoje umiejscowienie obracając się o 180 stopni. Ujrzał sylwetkę. W świetle przenikającym przez okno widoczny był tylko zarys jej ukształtowania. Zaczęła się do niego przybliżać. Teraz spokojnie mógł stwierdzić, że to kobieta. Dzieliło ich już tylko pół metra. Doskonale widział już jej twarz, oczy, włosy, ubranie... wszystko.


-León Verdas, jak podejrzewam?- zapytała. Głos miała ciepły, ale zarazem bardzo intrygujący. To był ten głos. Głos z telefonu. -Po co te wszystkie gierki, te podchody?- Syknął. Spojrzała się na niego wymownie. -Z tego co mi wiadomo, chcesz ją znaleźć. Jesteś już mi winny za drzwi, więc lepiej chodź.- stwierdziła. Kierowała się wąskim przejściem pomiędzy rozpadającą się ścianą, a poustawianymi w wielkie kupy starymi meblami. Dziwne, wcześniej tego nie widział. Szedł za nią krok w krok. W końcu wydostali się z niezwykle ciasnej przestrzeni. Znalazł się nagle w czterech ścianach. O ile nie przeszedłby wcześniej przez piwnicę, śmiało stwierdziłby, że to pospolity, akademicki pokój. 
    Pomimo niektórych udogodnień, takich jak rozbudowany sprzęt komputerowy, nie wyróżniał się niczym. Niezbyt wytrzymała podłoga pokryta zszarzałą wykładziną doskonale odzwierciedlała całość. Ściany pokryte były masowo plakatami różnych zespołów rockowych. Gdyby tak przymknąć oko na niektóre sprawy, stan pokoju można by uznać za znośny.
-Będziesz się tak rozglądał, czy powiesz mi czego chcesz?- wyrwała go z przemyśleń. Przymierzał się do rozpoczęcia opowiastki od deski do deski, ale dziewczyna skarciła na to wzrokiem. Streścił więc szybko zaistniałą sytuację, kończąc ''i dlatego chciałbym, abyś...''. 
    Spojrzała na niego swym przenikliwym wzrokiem. Jej oczy pełne były tajemnic, ale także lekkiego stylu bycia. Zatapiał się w jej pięknych ślepiach jak w narkotyk. -Co się tak gapisz?- zauważyła. Widocznie nie lubiła być obserwowana, zazwyczaj to ona wcielała się w rolę szpiega. -Nie wiem, czy mogę ci pomóc- przerwała chwilową ciszę -To jest cholernie ciężka sprawa. Z takimi idzie się na policję, nie do mnie. Nie jestem od tego.
    Zatkało go. Jego ostatnia deska ratunku okazała się porażką. Wszyscy uważają, że jego narzeczona jest martwa. Najprawdopodobniej mają rację. A ona nie raczy się nawet przyłożyć do tej sprawy. Świetnie. -Trudno. Wiesz, naprawdę mi cię żal. Słyszałem, że lubisz wyzwania, ale widocznie się przesłyszałem.- Te słowa zrobiły na niej wrażenie. W jego głosie było tyle obelg, chociaż jednocześnie nie wypowiedział żadnej z nich. A mógł. Gdyby je wypowiedział, byłby zwykłym dupkiem, którego by zignorowała. Ale on miał w sobie ten rodzaj spokoju, który doprowadzał rozmówcę do szału. Milczał, lecz cisza była gorsza niż tortury. Poczuła się mała, dlatego że nie może, pfu: nie chce mu pomóc. Dotarło do niej, że jest taka jak inni. Że jest po prostu słaba. Być może to ją podkusiło do nieprzemyślanych słów.
-Zgadzam się. Przyjdź jutro, o dwunastej. Dwunastej w nocy. No chyba, że śpisz...
- Ostatnio nie sypiam.-przerwał jej.
-Świetnie. Ja też nie.

------------------------------------------------------------------------------


Bum! Jest nowy rozdział :D 80% napisałam w jeden dzień, a później kompletnie nie miałam pomysłu jak dobrnąć do końca. Rozdział znośny, ale przynajmniej trochę dłuższy. Komu się wyświetliła czcionka w liście, temu się wyświetliła, nie mam na to wpływu. Przymierzam się do zmiany szablonu... ten mi się już po prostu nie podoba. Mam już nagłówek, tło... a reszta jest w trakcie. No nic. Dokończyłam czytać Igrzyska, więc będę miała więcej czasu na pisanie. No, o ile będzie mi się chciało. Może. Pożyjemy, zobaczymy. Pozdrawiam ;* 

8 komentarzy:

  1. Słuchaj, nie wiem co napisać. Rozdział był tak świetny, że nie dam rady opisać go słowami... Jednak spróbuję.
    Francesca jak zwykle jest przecudowna. Dba dosłownie o wszystko! Kolor ścian musi być taki jak Viola lubi, bo jakżeby inaczej:D. Słodko też postąpił Marco*o*. To, że wyniósł te meble było takie wspaniałe z jego strony!;
    Violettcie za to współczuję. Sama w jakieś dziurze bez możliwości ucieczki. Od tego naprawdę można zwariować! I to właśnie w niej podziwiam- wytrwałość. Ale teraz mimo tego, że znalazła pamiętnik Mo nie będzie jej łatwo. Wyjeżdża. Nawet nie wie gdzie. Musi przygotować się na nowe przeciwności. A to już na pewno nie będzie łatwe! Tak czy siak, trzymam za nią kciuki!
    No i wreszcie Leon. Wylądował w jakimś miejscu- tak jak to napisałaś- dla początkujących przestępców. Potem jeszcze hieroglify Marco i rządzący nim telefon. A na domiar złego musiał przechodzić przez jakąś piwnicę pełną gratów! Podziwiam go! Ale czego nie robi się dla ukochanej osoby? No właśnie- robi się wszystko. I to właśnie uwielbiam w twoim stylu pisania! To, że sytuacje, które mają miejsce w opowiadaniu mogły zdarzyć się naprawdę, a zachowania osób, które wprost genialnie opisujesz, są jak najbardziej naturalne. Dodatkowo genialne opisy miejsc! Mogę sobie wyobrazić gdzie akurat toczy się akcja! Do tego fabuła jest naprawdę ciekawa i wciągająca;). Co mogę jeszcze dodać? Pisz szybko next! Bo chyba normalnie nie wytrzymam!
    Na koniec życzę pokładów weny raz czasu
    ~Vanill
    PS
    Nie mogę się doczekać nowego szablonu:D.

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny ;*
    Fran jak zawsze musi mieć wszystko idealnie... a Marco jej słucha xD
    biedna Viola... nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji jak ona.
    cieszę się, że Leoś dalej jej szuka i nie poddaje się.
    ciekawa jestem co będzie dalej ;)
    czekam na kolejny (:

    //Nati

    OdpowiedzUsuń
  3. Super
    Genialny
    Poprostu booooski
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa *-*
    Wreszcie udało mi się przeczytać Twój rozdział na komputerze i mogę go skomentować, inaczej byłabym anonimem xD
    Rozdział boski, chce następny *-* Teraz, w tym momencie *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem ci tak: Jak nie traktujesz tego poważnie, to skończ zanim zawiedziesz czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ustalmy sobie, że skończę jeżeli tylko przyjdzie mi na to ochota. O ile mnie pamięć nie myli kiedyś wspominałam (oficjalnie lub nie), że piszę dla siebie. Naprawdę nikomu nie każę tego czytać. W każdym bądź razie nigdzie się nie wybieram :)

      Usuń
  6. ZAPRASZAM NA WSPANIAŁEGO BLOGA O VIOLETTCIE I JEJ PRZYJACIÓŁCE MERY! HISTORIA PEŁNA NIEOCZEKIWANYCH ZWROTÓW AKCJI I NIEPOROZUMIEŃ MIĘDZY ICH NAJBLIŻSZYMI - LEONEM, DIEGO, NATI, MARCO I LUDMIŁĄ!
    http://1000-twarzy-mery.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń