-Kochanie, wróciłem!-
usłyszała donośny krzyk pochodzący z korytarza. Pobiegła w jego
kierunku jak najszybciej się dało, w celu zbadania jakie rzeczy
zakupił jej mąż. Zza cienkiej powłoki torby foliowej wychylały
się dwie jaskrawe farby, pędzle, szpachelki... czyli
wszystko co tylko nadawałoby się do odnowienia pomieszczenia. Bez
słowa sięgnęła po jedną z puszek farby i zaczęła oglądać
przyklejone do niej naklejki. Zawiedziona pokręciła przecząco
głową.
-No cóż... ta 'zieleń'
nie będzie pasowała... pokaż tę drugą.- rozkazała. Chłopak
posłusznie wygrzebał z torby farbę, tym razem był to delikatny
fiolet podchodzący pod odcień lawendy.
Francesca wyrwała mu ją
natychmiast z rąk. Okręciła ją parę razy w dłoniach i
stwierdziła z satysfakcją:
-To jest ten kolor.... dokładnie taki sam uwielbia Viola. Zacznij już wynosić meble.
- Francesca... błagam, daj
mi chwilę odpoczynku. Ledwo co dotargałem się z tymi torbami, a ty
mi jeszcze karzesz się przemęczać... nie możemy zacząć za
godzinę?- poprosił z błagalnie zaciśniętymi rękami. Dziewczyna
przeszyła go groźnie wzrokiem, w taki sposób, że nawet on nie był
w stanie ukryć przerażenia. - Nie było rozmowy- Rzucił
cicho i powlókł się w stronę pokoju, niosąc ze sobą ciężkie
przedmioty. Wygięła usta w półuśmiechu, był to efekt tej małej
wiktorii, którą przed chwilą odniosła. Marco nie miał z nią
łatwo. Często miewała ciągłe zmiany nastroju, a kiedy dochodziło
już do kłótni, zaczynała wrzeszczeć na niego po włosku, lub z
niezrozumiałym akcentem. Strasznie go to irytowało, że rządzi nim
kobieta. Ale pod małą powłoką sarkazmu i wyrachowania krył się
ogromny wulkan zbierających się w niej emocji, co bezustannie
powodowało u niej płacz i histerię. Wtedy to on wkraczał do
akcji i pocieszał ją, nawet jeśli chodziło o jakąś ckliwą
komedię romantyczną, jaką oglądała dla wyładowania erupcji
jej charakteru. Byli wyjątkowym małżeństwem, którego podstawę
stanowiła odmienność ich zdań. Zasada o przyciąganiu się
przeciwieństw pasowała tu idealnie.
Marco ekspresowo wynosił
meble, w czasie gdy ona patrzyła się na całe zdarzenie z
uśmiechem. Raz to spoglądała na niego, raz na swoje paznokcie...
kiedy on drapał się po głowie jak wynieść ogromną kanapę
niemieszczącą się w małych drzwiach. -Tylko nie porysuj mi
podłogi i ścian- wyraziła głośno. Miała zamiar to zrobić
ciszej, ale prawdopodobnie chciała w ten sposób podkreślić, że
jeżeli podłoże ucierpi w całej akcji, również zostanie
wymienione. Widząc jego gniewną minę, postanowiła odejść jak
najdalej, a cały remont oddać w ręce swojego męża.
***
'Kolejny dzień w tej
rozpadającej się powoli norze...'- pomyślała. Udogodnienia takie
jak swoboda ruchów i większa ilość prowiantu i tak nie były w
stanie zastąpić domowego ciepła i widoku bliskich.
Krążyła bezcelowo po piwniczce, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia. Jedyną odkrytą jak na razie przez nią rzeczą, były drzwi, do których prowadziły długie schody. Ale i tu spotkało ją zawiedzenie, ponieważ mimo słabej konstrukcji, którą była w stanie zniszczyć jednym mocnym kopnięciem, odnosiła wrażenie, że za drzwiami zawsze ktoś stoi. Słyszała głosy- męski i damski, oraz mruczenie. Porywacze robili sobie warty. Wiedziała, że w konfrontacji z nimi nie ma szans. Wywnioskowała to po ostatniej sytuacji z tą nieszczęsną deską. Fakt, nabrała już nieco sił, ale w porównaniu z nimi... nawet nie mogła mówić o żadnym porównaniu. Byli silniejsi, szybsi, zwinniejsi, a ją utrzymywała ciągle tylko wiara i chęć ucieczki.
Krążyła bezcelowo po piwniczce, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia. Jedyną odkrytą jak na razie przez nią rzeczą, były drzwi, do których prowadziły długie schody. Ale i tu spotkało ją zawiedzenie, ponieważ mimo słabej konstrukcji, którą była w stanie zniszczyć jednym mocnym kopnięciem, odnosiła wrażenie, że za drzwiami zawsze ktoś stoi. Słyszała głosy- męski i damski, oraz mruczenie. Porywacze robili sobie warty. Wiedziała, że w konfrontacji z nimi nie ma szans. Wywnioskowała to po ostatniej sytuacji z tą nieszczęsną deską. Fakt, nabrała już nieco sił, ale w porównaniu z nimi... nawet nie mogła mówić o żadnym porównaniu. Byli silniejsi, szybsi, zwinniejsi, a ją utrzymywała ciągle tylko wiara i chęć ucieczki.
Nagle coś przykuło jej
wzrok. Obok jednego z podestów leżała wcześniej niezauważona
przez nią, stara książka. Cała pokryta była kurzem. Podwinęła
rękaw pod samą dłoń i zaczęła starannie wycierać kurz w
miejscu tytułu. Powoli zza warstwy brudu wychylały się kolejno
litery 'P', 'A' oraz 'M'. Energicznie przesunęła ręką dalej i nie
patrząc na słowo otrzepała rękaw z kurzu. Odwróciła głowę. Teraz
dokładnie wiedziała czego może się spodziewać po ów
''książce''. Był to pamiętnik, konkretnie jakiejś Mo. A więc
miała w dłoniach skrawek życia jakiejś postaci. Długo
zastanawiała się nad otworzeniem, w końcu to czyjaś wielka
tajemnica. Ona sama nie chciałaby, aby ktoś czytał jej sekretnik.
Jednak co jeśli to w tym przedmiocie kryje się odpowiedź na jej
pytania? Plan ucieczki, tajemne miejsca, o których nie wiedziała?
Takie pytania wciąż tylko mnożyły się w jej głowie, w końcu
jednak przeważyły nad manierami. Powoli oddzieliła okładkę od
pierwszej strony. Jej oczom ukazał się pierwszy wpis, który
stworzony został kilka lat temu.
01.09.2007To mój pierwszy wpis. Szczerze powiedziawszy nie mam za bardzo pojęcia o czym będę pisać. Nie posiadam wprawy w pisaniu, a już zwłaszcza pamiętników. Po prostu muszę się komuś wygadać, albo raczej... czemuś. Jutro jest pierwszy dzień w nowej szkole. Może tam mnie polubią. Przeprowadziliśmy się tu z mamą i starszym bratem . Ma na imię Diego. Jak na starszego brata jest całkiem fajny, ale straasznie nudny. Ciągle gada o tym, jak to pojedzie do Argentyny i będzie sławny... Mówi coś, że chce zostać muzykiem. Jeszcze go odciągnę od tego pomysłu, bo się ośmieszy. Zapowiada się tydzień ciężkiej pracy. Słyszałam, że nauczycielka od polskiego często robi kartkówki i sprawdziany, więc trzeba się przygotowywać. Chociaż w sumie i tak nie będę się uczyć. Nic mi nie zrobią. Kończę, Diego woła mnie na obiad.
MO
-Mo... Diego...
Mo... coś mi to mówi- szeptała do siebie. Jednak nie miała zbyt
wiele czasu na przemyślenia, ponieważ z góry dobiegały dźwięki
ciężkich butów uderzających o podłogę. Zamknęła szybko
pamiętnik i schowała pod złamaną belką. Usiadła pod ścianą i
schowała głowę w kolanach, tak jak wcześniej. Osoba idąca w jej
stronę była obecnie na schodach. Bliżej i bliżej... W końcu
ujrzeć dało się postać chłopaka. Co dziwne przez ramię
przewieszoną miał ciężko wyglądającą torbę. Nie patrząc na
nią powiedział szybko i pewnie:
-Zwijaj manatki.
Wyjeżdżamy. Teraz.
***
'Godzina 19.50,
jestem punktualnie.'- pomyślał. Szybko opuścił wcześniej
zaparkowany samochód i spojrzał dokoła. Ze wszystkich stron
otaczały go stare, rozpadające się konstrukcje, w których skład
wchodziły głównie blokowiska i szare bary. Idealne otoczenie dla
początkujących przestępców i miejscowych pijaków. Aż nazbyt
dziwne, że ktokolwiek porządny mógłby obracać się w obliczu
takich obrazów.
Mimo wszystko nie
narzekał. Starał się szukać pozytywów, chociaż tych nie było
zbyt wiele. Teraz najważniejsze było znaleźć budynek, w którym
znajdzie Lucy. Zżerała go ciekawość, kim jest polecona przez jego
przyjaciela osoba. Bóg wie, na kogo trafi, co powie, uzna za
słuszne. Miał coraz więcej wątpliwości, przy których
determinacja, jaką na razie się wykazywał, malała. Krążył po
zaśmieconych ulicach, oświetlanych przez nikłe światło ulicznych
lamp. Jak głupi przypatrywał się kartce z adresem. Sprawa byłaby
o wiele prostsza, gdyby nie pismo (a raczej hieroglify) Marco.
Wreszcie natrafił na budynek, który teoretycznie powinien być tym
właściwym. Oczywiście aby nie było tak łatwo, tuż obok drzwi
zastał go domofon, cały przepełniony nazwiskami. -Cudownie. Po
prostu świetnie.- Zrezygnowany już miał zamiar się wycofać, w końcu nie bez podstaw, miał do tego liczne
powody. Tymczasem odpowiedź kryła się gdzie indziej. A
uściślając- w telefonie. Gdy przymierzał się już do odejścia
i poddania się, do jego uszu dotarł odgłos komórki. Wyciągnął
ją z obszernych kieszeni. Co dziwne, nawet nie wysilił się aby
odebrać, a z jego wnętrza automatycznie wydobył się kobiecy
głos:
GŁOS: Nic nie
naciskaj. Wejdź piwnicą, wejście jest po lewej stronie.
LEÓN: Halo? Kto
mówi? Do jakiej piwnicy?
G: Za dużo gadasz.
Po prostu to zrób.
L: No... dobrze.
Faktycznie. Lewy
bok budynku zdobiły małe, aczkolwiek dobrze widoczne drzwiczki.
Jakim cudem nagle się tam znalazły- nie wiadomo. Nie zastanawiając
się długo podszedł do nich i jednym mocnym ruchem, ot tak, zostały
wyważone. Mógł oczywiście je otworzyć po ludzku, ale coś
podkusiło go do czynu, który pokaże w jako taki sposób jego
dominację.
Telefon nadal miał
przewagę. On tu rozkładał karty. Nakładał zagadkę na zagadkę.
Kiedy był najbardziej potrzebny, zamilkł. Cisza, totalna cisza.
Słychać tylko głosy ulicy i krzątające się gdzieniegdzie myszy.
Ale w tym wszystkim brakowało tylko dźwięku dzwonka, który w
magiczny sposób doradziłby mu, gdzie ma iść. -Noo, może teraz
jakiś esemes?- powiedział sam do siebie. W rzeczywistości
jednak nie był sam. Jego teoretycznie ciche słowa powędrowały
wraz z małą ilością tlenu do innych uszu.
Poczuł, że ktoś
go obserwuje. Odwrócił się. Nikogo nie było. Przelotnie mierzył
wzrokiem każdy zakamarek. Coś przybiło jego wzrok. Zza ceglanego
stosu wystawała głowa starego pluszaka, którego pewnie
pozostawiono tutaj dawno temu. Wziął go do rąk. Przypatrywał mu
się. Zauważył coś w jego oczach. W normalnym wypadku byłyby to
czarne koraliki, ale teraz... teraz to była zamontowana kamera. -Tak
się bawimy, co?- Powiedział zdenerwowany. Rzucił zabawkę w drugi
kąt i ponownie zmienił swoje umiejscowienie obracając się o 180
stopni. Ujrzał sylwetkę.
W świetle przenikającym przez okno widoczny był tylko zarys jej
ukształtowania. Zaczęła się do niego przybliżać. Teraz
spokojnie mógł stwierdzić, że to kobieta. Dzieliło ich już
tylko pół metra. Doskonale widział już jej twarz, oczy, włosy,
ubranie... wszystko.
-León Verdas, jak
podejrzewam?- zapytała. Głos miała ciepły, ale zarazem bardzo
intrygujący. To był ten głos. Głos z telefonu. -Po co te
wszystkie gierki, te podchody?- Syknął. Spojrzała się na niego
wymownie. -Z tego co mi wiadomo, chcesz ją znaleźć. Jesteś już
mi winny za drzwi, więc lepiej chodź.- stwierdziła. Kierowała się wąskim przejściem pomiędzy rozpadającą się ścianą, a poustawianymi w wielkie kupy starymi meblami. Dziwne, wcześniej tego nie widział. Szedł za nią krok w krok. W końcu wydostali się z niezwykle ciasnej przestrzeni. Znalazł się nagle w czterech ścianach. O ile nie przeszedłby wcześniej przez piwnicę, śmiało stwierdziłby, że to pospolity, akademicki pokój.
Pomimo niektórych udogodnień, takich jak rozbudowany sprzęt komputerowy, nie wyróżniał się niczym. Niezbyt wytrzymała podłoga pokryta zszarzałą wykładziną doskonale odzwierciedlała całość. Ściany pokryte były masowo plakatami różnych zespołów rockowych. Gdyby tak przymknąć oko na niektóre sprawy, stan pokoju można by uznać za znośny.
-Będziesz się tak rozglądał, czy powiesz mi czego chcesz?- wyrwała go z przemyśleń. Przymierzał się do rozpoczęcia opowiastki od deski do deski, ale dziewczyna skarciła na to wzrokiem. Streścił więc szybko zaistniałą sytuację, kończąc ''i dlatego chciałbym, abyś...''.
Spojrzała na niego swym przenikliwym wzrokiem. Jej oczy pełne były tajemnic, ale także lekkiego stylu bycia. Zatapiał się w jej pięknych ślepiach jak w narkotyk. -Co się tak gapisz?- zauważyła. Widocznie nie lubiła być obserwowana, zazwyczaj to ona wcielała się w rolę szpiega. -Nie wiem, czy mogę ci pomóc- przerwała chwilową ciszę -To jest cholernie ciężka sprawa. Z takimi idzie się na policję, nie do mnie. Nie jestem od tego.
Zatkało go. Jego ostatnia deska ratunku okazała się porażką. Wszyscy uważają, że jego narzeczona jest martwa. Najprawdopodobniej mają rację. A ona nie raczy się nawet przyłożyć do tej sprawy. Świetnie. -Trudno. Wiesz, naprawdę mi cię żal. Słyszałem, że lubisz wyzwania, ale widocznie się przesłyszałem.- Te słowa zrobiły na niej wrażenie. W jego głosie było tyle obelg, chociaż jednocześnie nie wypowiedział żadnej z nich. A mógł. Gdyby je wypowiedział, byłby zwykłym dupkiem, którego by zignorowała. Ale on miał w sobie ten rodzaj spokoju, który doprowadzał rozmówcę do szału. Milczał, lecz cisza była gorsza niż tortury. Poczuła się mała, dlatego że nie może, pfu: nie chce mu pomóc. Dotarło do niej, że jest taka jak inni. Że jest po prostu słaba. Być może to ją podkusiło do nieprzemyślanych słów.
-Zgadzam się. Przyjdź jutro, o dwunastej. Dwunastej w nocy. No chyba, że śpisz...
- Ostatnio nie sypiam.-przerwał jej.
-Świetnie. Ja też nie.
------------------------------------------------------------------------------
Bum! Jest nowy rozdział :D 80% napisałam w jeden dzień, a później kompletnie nie miałam pomysłu jak dobrnąć do końca. Rozdział znośny, ale przynajmniej trochę dłuższy. Komu się wyświetliła czcionka w liście, temu się wyświetliła, nie mam na to wpływu. Przymierzam się do zmiany szablonu... ten mi się już po prostu nie podoba. Mam już nagłówek, tło... a reszta jest w trakcie. No nic. Dokończyłam czytać Igrzyska, więc będę miała więcej czasu na pisanie. No, o ile będzie mi się chciało. Może. Pożyjemy, zobaczymy. Pozdrawiam ;*
Pomimo niektórych udogodnień, takich jak rozbudowany sprzęt komputerowy, nie wyróżniał się niczym. Niezbyt wytrzymała podłoga pokryta zszarzałą wykładziną doskonale odzwierciedlała całość. Ściany pokryte były masowo plakatami różnych zespołów rockowych. Gdyby tak przymknąć oko na niektóre sprawy, stan pokoju można by uznać za znośny.
-Będziesz się tak rozglądał, czy powiesz mi czego chcesz?- wyrwała go z przemyśleń. Przymierzał się do rozpoczęcia opowiastki od deski do deski, ale dziewczyna skarciła na to wzrokiem. Streścił więc szybko zaistniałą sytuację, kończąc ''i dlatego chciałbym, abyś...''.
Spojrzała na niego swym przenikliwym wzrokiem. Jej oczy pełne były tajemnic, ale także lekkiego stylu bycia. Zatapiał się w jej pięknych ślepiach jak w narkotyk. -Co się tak gapisz?- zauważyła. Widocznie nie lubiła być obserwowana, zazwyczaj to ona wcielała się w rolę szpiega. -Nie wiem, czy mogę ci pomóc- przerwała chwilową ciszę -To jest cholernie ciężka sprawa. Z takimi idzie się na policję, nie do mnie. Nie jestem od tego.
Zatkało go. Jego ostatnia deska ratunku okazała się porażką. Wszyscy uważają, że jego narzeczona jest martwa. Najprawdopodobniej mają rację. A ona nie raczy się nawet przyłożyć do tej sprawy. Świetnie. -Trudno. Wiesz, naprawdę mi cię żal. Słyszałem, że lubisz wyzwania, ale widocznie się przesłyszałem.- Te słowa zrobiły na niej wrażenie. W jego głosie było tyle obelg, chociaż jednocześnie nie wypowiedział żadnej z nich. A mógł. Gdyby je wypowiedział, byłby zwykłym dupkiem, którego by zignorowała. Ale on miał w sobie ten rodzaj spokoju, który doprowadzał rozmówcę do szału. Milczał, lecz cisza była gorsza niż tortury. Poczuła się mała, dlatego że nie może, pfu: nie chce mu pomóc. Dotarło do niej, że jest taka jak inni. Że jest po prostu słaba. Być może to ją podkusiło do nieprzemyślanych słów.
-Zgadzam się. Przyjdź jutro, o dwunastej. Dwunastej w nocy. No chyba, że śpisz...
- Ostatnio nie sypiam.-przerwał jej.
-Świetnie. Ja też nie.
------------------------------------------------------------------------------
Bum! Jest nowy rozdział :D 80% napisałam w jeden dzień, a później kompletnie nie miałam pomysłu jak dobrnąć do końca. Rozdział znośny, ale przynajmniej trochę dłuższy. Komu się wyświetliła czcionka w liście, temu się wyświetliła, nie mam na to wpływu. Przymierzam się do zmiany szablonu... ten mi się już po prostu nie podoba. Mam już nagłówek, tło... a reszta jest w trakcie. No nic. Dokończyłam czytać Igrzyska, więc będę miała więcej czasu na pisanie. No, o ile będzie mi się chciało. Może. Pożyjemy, zobaczymy. Pozdrawiam ;*
Słuchaj, nie wiem co napisać. Rozdział był tak świetny, że nie dam rady opisać go słowami... Jednak spróbuję.
OdpowiedzUsuńFrancesca jak zwykle jest przecudowna. Dba dosłownie o wszystko! Kolor ścian musi być taki jak Viola lubi, bo jakżeby inaczej:D. Słodko też postąpił Marco*o*. To, że wyniósł te meble było takie wspaniałe z jego strony!;
Violettcie za to współczuję. Sama w jakieś dziurze bez możliwości ucieczki. Od tego naprawdę można zwariować! I to właśnie w niej podziwiam- wytrwałość. Ale teraz mimo tego, że znalazła pamiętnik Mo nie będzie jej łatwo. Wyjeżdża. Nawet nie wie gdzie. Musi przygotować się na nowe przeciwności. A to już na pewno nie będzie łatwe! Tak czy siak, trzymam za nią kciuki!
No i wreszcie Leon. Wylądował w jakimś miejscu- tak jak to napisałaś- dla początkujących przestępców. Potem jeszcze hieroglify Marco i rządzący nim telefon. A na domiar złego musiał przechodzić przez jakąś piwnicę pełną gratów! Podziwiam go! Ale czego nie robi się dla ukochanej osoby? No właśnie- robi się wszystko. I to właśnie uwielbiam w twoim stylu pisania! To, że sytuacje, które mają miejsce w opowiadaniu mogły zdarzyć się naprawdę, a zachowania osób, które wprost genialnie opisujesz, są jak najbardziej naturalne. Dodatkowo genialne opisy miejsc! Mogę sobie wyobrazić gdzie akurat toczy się akcja! Do tego fabuła jest naprawdę ciekawa i wciągająca;). Co mogę jeszcze dodać? Pisz szybko next! Bo chyba normalnie nie wytrzymam!
Na koniec życzę pokładów weny raz czasu
~Vanill
PS
Nie mogę się doczekać nowego szablonu:D.
Przecudny ten nowy szablon<3. Naprawdę...WOW!
Usuń~Vanill
genialny ;*
OdpowiedzUsuńFran jak zawsze musi mieć wszystko idealnie... a Marco jej słucha xD
biedna Viola... nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji jak ona.
cieszę się, że Leoś dalej jej szuka i nie poddaje się.
ciekawa jestem co będzie dalej ;)
czekam na kolejny (:
//Nati
Super
OdpowiedzUsuńGenialny
Poprostu booooski
Czekam na nexta
Aaaa *-*
OdpowiedzUsuńWreszcie udało mi się przeczytać Twój rozdział na komputerze i mogę go skomentować, inaczej byłabym anonimem xD
Rozdział boski, chce następny *-* Teraz, w tym momencie *-*
Powiem ci tak: Jak nie traktujesz tego poważnie, to skończ zanim zawiedziesz czytelników.
OdpowiedzUsuńUstalmy sobie, że skończę jeżeli tylko przyjdzie mi na to ochota. O ile mnie pamięć nie myli kiedyś wspominałam (oficjalnie lub nie), że piszę dla siebie. Naprawdę nikomu nie każę tego czytać. W każdym bądź razie nigdzie się nie wybieram :)
UsuńZAPRASZAM NA WSPANIAŁEGO BLOGA O VIOLETTCIE I JEJ PRZYJACIÓŁCE MERY! HISTORIA PEŁNA NIEOCZEKIWANYCH ZWROTÓW AKCJI I NIEPOROZUMIEŃ MIĘDZY ICH NAJBLIŻSZYMI - LEONEM, DIEGO, NATI, MARCO I LUDMIŁĄ!
OdpowiedzUsuńhttp://1000-twarzy-mery.blogspot.com/