Byli tak zajęci rozmyślaniem o majątku, jaki dzięki
niej zdobędą, że przestali dostrzegać przerażenia i smutku w
oczach Violetty. Siedziała skulona pod ścianą i długo płakała.
Nie wiedziała ile już tam jest i co się z nią działo zanim się
obudziła. Czy ktoś w ogóle jej szuka? A może po prostu już o
niej zapomnieli... To doprowadziłoby ją do skraju rozpaczy. Nikt
zapewne nie pofatygowałby się, aby ocalić życie kobiety, która
''zostawiła'' swojego męża i przyjaciół tuż przed ślubem.
Pewnie poczuli się oszukani... Znienawidzili ją. Zalana potokiem
łez zasnęła w samotności na twardym podłożu kamiennej
struktury. Myślała dlaczego akurat ją musiało to spotkać. Co w
końcu zrobiła źle? Skoro nie ona miała być początkowo porwana,
to kto? Ludmiła? A może Francesca? Kogo jeszcze chcieli skrzywdzić?
Boże... Przecież to brzmi jak najgorszy koszmar.
Z sekundy na sekundę stawała się coraz słabsza, od środka wyniszczał ją potworny głód. Po kilku dniach, podczas gdy rodzeństwo robiło swoje, ona powoli traciła świadomość. Jej stłumiony od braku bieżącego pokarmu umysł całkowicie ignorował czas spędzony w kamiennej melinie. Płakała teraz regularnie, co każdy wieczór. Wciąż walczyła z uciążliwymi kajdanami ściskającymi jej nadgarstki. Od pewnego czasu była tam sama, a przynajmniej tak jej się wydawało. Stępione zmysły nie były w stanie uchwycić żadnego dźwięku, ruchu, a obrazy które przeplatały się przed jej wzrokiem z każdym dniem stawały się coraz bardziej rozmazane, ślepe. Marniała w oczach, schudła, a pod jej powiekami dało się zobaczyć okropne wory. Przy życiu trzymała ją jedynie nadzieja, że jutro wszystko będzie już w porządku, obudzi się obok Leóna, wyjdzie za mąż i zacznie piękne, cudowne życie u jego boku. Rzeczywistość nie była jednak taka różowa. W pewnych momentach wydawało się jej, że umiera. Wtedy jednak opcja śmierci wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Nareszcie zakończyłby się ten potworny ból, który rozszarpywał ją od środka. Nie musiałaby już nigdy więcej płakać, rozmyślać o tym, co by było gdyby...
-Ej, pora wstawać księżniczko!- Krzyknęła do niej blondynka, trzymając jednocześnie małego tygryska w swych ramionach. - Trochę nam tu zmarniałaś, masz- powiedziała rzucając w jej stronę torbę foliową, w której znajdowały się podstawowe produkty spożywcze, takie jak chleb i woda. Violetta błądziła ręką po brudnym podłożu, usilnie próbując znaleźć ów zawiniątko. Widząc, że jej starania zejdą na niczym, porywaczka wsadziła jej ją prosto do zakutych rąk.
***
-Jak
to, nadal nie wiecie gdzie ona jest!?- Wrzasnął do policjanta.
-Niech się pan uspokoi.
Robimy wszystko co w naszej mocy, aby odnaleźć pana narzeczoną.
Ale musi pan zdać sobie sprawę z tego, że panna Violetta
Castillo jest już pełnoletnia i miała prawo... po prostu od
pana odejść.- odpowiedział bez cienia zainteresowania w głosie. León nie potrafił wytrzymać. Za każdym razem słyszał to samo, wypowiadane TYM SAMYM tonem. Nikogo nie obchodziło czy ona w ogóle jeszcze żyje. Przez tydzień sprawdzali nagrania z monitoringu, więc pewnie przez następny będą ustalać osoby się tam znajdujące. Ale wtedy będzie już za późno. Bóg wie, co z nią teraz robią? Albo raczej robili... Wybiegł z biura funkcjonariusza, trzaskając jak najmocniej drzwiami. Chciał przez to zaznaczyć,że nie może już dłużej zwlekać, nie wtedy, gdy jego ukochana jest w niebezpieczeństwie. Postanowił, że znajdzie ją, choćby miałoby już być za późno. Rozpoczął sprawę na własną rękę i miał zamiar ją dokończyć, nieistotne jak.
***
Trzymała w dłoniach ich wspólną fotografię. Miały wtedy po siedemnaście lat... piękne czasy. Dobrze pamiętała, że spędzały ze sobą każdą wolną chwilę, czy to w szkole, czy poza nią. Po jej policzku spłynęła łza, którą zauważyła dopiero wtedy, gdy poczuła wilgoć na zdjęciu. Zaraz za jej śladem poszły kolejne, wywołując koszmarny płacz, który był u niej niespodziewanie rzadko spotykany.
Do jej uszu dobiegł dźwięk telefonu. Podbiegła do kuchni i podniosła słuchawkę:
-H-halo? - Zapytała ochrypłym od szlochu głosem.
-Francesca? Kochanie, bo ja odnośnie tych zakupów... A tak w ogóle to co się stało z twoim głosem? Wszystko gra?
-T-tak Marco... No dobrze, nic nie jest dobrze...- odpowiedziała niepewnie.
- Słuchaj, wracam do domu. Zakupy zrobimy kiedy indziej, już do ciebie jadę.
-D-dobrze- Po tych słowach wybuchła ponownie burzą emocji zbierających się w niej przez ostatnie kilka tygodni. Położyła się bezsilnie na podłodze i zaczęła się turlać po dywanie jak jakaś wariatka. Uderzała pięściami w aksamitny dywan i pytała sama siebie, dlaczego to akurat jej przyjaciółka musi cierpieć... Leżąc nadal na dywanie schowała głowę w dłoniach. Więź jaka łączyła ją z Violettą, była wręcz nie do opisania. Czuła się tak, jakby straciła całą swoją rodzinę, a przecież chodziło o jedną, szczególną osobę.
Nie mogła dłużej wytrzymać. Sięgnęła do małej etażerki znajdującej się tuż przy samym łóżku. Otworzyła małą szufladkę, gdzie znajdowało się opakowanie z tabletkami uspokajającymi. Zawsze brała po jednej i to w chwilach, kiedy była zestresowana, a takich dni było niewiele. Ale tym razem coś w niej pękło. Wysypała na swoją dłoń kolejno jedną, drugą, trzecią... aż w końcu całe pudełeczko. Przełknęła z trudem ślinę. Zrobiła znaczący ruch ręką, który miał przypieczętować koniec koszmaru. Jej tragicznemu planowi zapobiegł Marco, który przed momentem wkroczył do domu. Widząc swoją żonę z garścią tabletek w ręce zareagował gwałtownie:
-NIE! Francesca, nie zgodzę się rozumiesz!?- po czym wytrącił jej chemię z zaciśniętej dłoni. Przytulił ją mocno, a ona zaczęła płakać tak żałośnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Położyła głowę na jego ramieniu, mocząc mu przy tym koszulkę.
- Dziewczyno, co ty chciałaś zrobić? Przecież ja bym tego nie przeżył, gdybyś... gdybyś to zrobiła.- Powiedział półgłosem. Był wręcz przerażony sytuacjami, które go otaczały. Najpierw Violetta, teraz byłaby to i Francesca..
- J-ja już tak nie mogę Marco, rozumiesz? Nie dam rady tak dłużej. To jest koszmar, a ja nie potrafię sobie z nim poradzić... Nie chcę tak dłużej. Po prostu nie wytrzymam...
- Jestem przy tobie- starał się ją uspokoić- A dopóki jestem, nie pozwolę, żeby coś złego ci się stało, rozumiesz? Nie pozwolę...
--------------------------------------------
Miał być rozdział, to jest :D Jak się podobał? Był odrobinę dłuższy niż poprzednie, więc chyba dobrze, no nie? Następnego nie spodziewajcie się tak szybko, bo jestem w połowie... tytułu xD Pozdrawiam :*
Awwwww *o* Cudny, boski i wgl ekstra :3
OdpowiedzUsuń+ masz bardzo ładny szablon <3 Nagłówek mnie zauroczył
Zapraszam do mnie : http://escucha-mi-cancion.blogspot.com
piszesz po prostu genialnie! Jak mówiłam już wcześniej, twój styl pisania mnie urzekł. Dlatego mam do ciebie ogromną prośbę. Tylko nie wiem czy się zgodzisz. Mogłabyś podać mi swój e-mail? wszystko bym ci dokładnie wytłumaczyła. Jak coś to to jest mój cami.szwedo@gmail.com . Proszę odezwij się.
OdpowiedzUsuńcami ;*
super rozdział masz talent :-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kochana! <3
OdpowiedzUsuńYyy - spóźniony, wiem ;( Bo ostatnio mi się nie opublikował! Yhg! ;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Leon wierzy, że Violetta ot tak sobie nie uciekła, tylko że jej sie coś stało! Jeju, Marcesca.... Marco... Jeju, piękne. Co Fran chciała zrobić? Zabić się? ;( Dobrze, że Marco przyszedł w odpowiedniej proze!
Hehe, w połowie tytułu? :D CCzekam na next!
Dopiero zaczęłam czytać twoje opowiadanie, ale na pewno często będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńMasz talent. Pięknie piszesz i tak...naturalnie. To wszystko mogło się wydarzyć. Świetne!:)
~Vanill
Dopiero odkryłam twojego bloga ale będę często wpadać
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz
Masz prawdziwy talent
Czekam na next
Zapraszam do mnie
http://sory-of-leonetta.blogspot.com
http://leonetta-leonivilu-innahistoria.blogspot.com
Zajrzyj jeśli będziesz miała ochotę i pozostaw po sobie ślad..
Pozdrawiam i życzę dużo weny
//klaudia
znalazłam bloga przez przypadek
OdpowiedzUsuńpostanowiłam przeczytać
i stwierdziłam, że zostaję czytelniczką xd
świetnie piszesz xd
rozdział genialny... tylko trochę szkoda Violki i Fran :(
czekam na kolejny ;** pozdrawiam
//Nati