4 nieodebrane połączenia
od: Francesca
-Dziwne... -mruknął. Bardzo się zdziwił, ponieważ Włoszka nigdy
nie nadużywała połączeń. Zawsze gdy znajdował się w jej
towarzystwie i dzwonił kilka razy do Violetty, prawiła mu kazanie o
stracie czasu i pieniędzy. Trzymała się tej zasady bardzo
kurczowo, jak zresztą każdej innej, którą sobie wpoiła. Leónowi
mocno to imponowało: jej cierpliwość i trwałość słowa. Ale
nawet ona, osoba której zawsze mógł zaufać, miała granice swojej
wytrzymałości.
Dotarło do niego, że skoro kobieta o takim usposobieniu była w
stanie zadzwonić do niego cztery razy, to sprawa w której chciała
się zwrócić, jest zapewne ogromnie istotna. I chociaż z jednej
strony bardzo kusiło go, by do niej zadzwonić, to w końcu za 15
minut miał być pod kamienicą Lucy, a ona... bardzo nie lubiła
spóźnień. Nawet tych pięciominutowych. Dzwoniąc do Franceski
tylko naraziłby się na jej złość. Nie chciał tego. Zależało
mu na sprawie, a praca z „tajemniczooką” sprawiała mu jakąś
dziwną satysfakcję, że może coś zdziałać; że może więcej.
Mógł się nareszcie wykazać. I za żadne skarby nie chciał tego
zniszczyć.
Kiedy
indziej Fran... kiedy indziej...
Odrzucił telefon. Za chwilę znów miał ruszyć w dalszą drogę.
Tym razem obeszło się bez opóźnień, mało tego- dotarł
wcześniej. W głębi duszy szczerze pragnął, aby zza rogu wyszła
Lucy. Ale nie wychodziła.
I
pewnie nie wyjdzie ani teraz, ani do ostatniej sekundy. Jak się
spóźniasz, to jest źle, a jak jesteś wcześniej... to też jest
źle. Mogłeś zadzwonić do Fran, León głupku.
Niezbyt przypadła mu do gustu myśl, że będzie musiał na nią
czekać. I to w tym miejscu. Kipiącym biedą i czymś w rodzaju
wewnętrznego smrodu. Takiego, który odstrasza wszystkich z
zewnątrz, tych ''lepszych''. Na podobnej zasadzie ludzie oceniają
ludzi. Posiadają niechęć do osób, które wyglądają na złe. Bo
w ich domniemaniu właśnie takie są. Puste i bezduszne. Wydzielają
im przyszłość, ponieważ uważają, że wiedzą o nich wszystko.
Na przykład ta rozkoszna dziewczynka, z różowymi wstążkami
wplecionymi w kucyki, kiedyś będzie narkomanką. Zrobi wszystko,
żeby się naćpać.
Czy tak musi się dziać? Nie, oczywiście, że nie. Ale kształtując
się na opinii innych nie będzie widziała innej drogi. Stwierdzi,
że mieli rację. I faktycznie w końcu się stoczy. Nie zostanie już
lekarzem, którym chciała być jako dziecko. Tylko ćpunką. Stanie
się osobą, za którą uważali ją inni.
Spotkał się z dziwnym uczuciem. Siedział w samochodzie sam, mimo to zza szyby spoglądało na niego setki zmęczonych spojrzeń. Czuł na
sobie wzrok ludzi (jeszcze dzieci) przechodzących obok. Nie
dziwił im się. Siedział w świeżo odnowionym aucie jak ostatni
szpaner. ''Odpoczywał'', podczas gdy trzynastoletni chłopcy właśnie
rozpoczynali swoją karierę w świecie przestępczości.
To było dołujące. Widział w oddali jak może piętnastoletnia
dziewczyna kradnie staruszce torebkę. Bez jakiejkolwiek oznaki
skruchy. Wszystko po to, aby mieć na chleb. Aby w jakiś tam sposób
funkcjonować. Typowe jak na te okolice, a jednak straszne.
Kto by pomyślał, że zaledwie 30 kilometrów od wygodnego Buenos
Aires ludzie walczą o pozycję. O lepsze życie. Tak właśnie
wygląda ta druga, nieco mroczna codzienność Argentyny...
Nagle usłyszał pukanie w okno. Lucy. Otworzył jej drzwi, zdając
sobie sprawę, że wcześniej je zamknął. Tak dla bezpieczeństwa.
Nie wiadomo ile tam stała, podczas gdy on myślał. Szykował się
kolejny wykład o czasie...
- Znowu to zrobiłeś- powiedziała.
- Co takiego?
- Myślałeś. A raczej odpłynąłeś... Nie wiem jak to nazwać.
Tak jakby ta fizyczna część ciebie umarła, podczas gdy twój
umysł pracował na poczwórnych obrotach.
- Taa, coś w tym guście. Ostatnio często mi się zdarza... Mam do
ciebie pytanie...
- Jakie?
- Dlaczego zamieszkałaś akurat tutaj? Trochę tu straszy.-
zauważył. Spojrzał na nią raz, drugi. Zastanawiała się. Ale nie
tak jak zwykły człowiek. Ona myślała dokładnie tak samo, jak on
kilka minut temu. Cofała się w przeszłości. Wyciągała wnioski.
W końcu rzekła:
- Kiedyś ci powiem. Straciliśmy za dużo czasu. Jedź już.
Na jego twarzy pojawiła się nutka zawiedzenia. Bardzo chciał
wiedzieć, co takiego kryje się w tym miejscu, że przyciągnęło
do siebie tak inteligentną osobę. Z drugiej strony ich współpraca
nie polegała na zwierzeniach. Tak naprawdę dopiero po dłuższej
chwili zrozumiał, że jeszcze nie przyszedł na nie czas.
Kobiety...
***
-Diego...- zaczęła. Monotonna cisza powoli zaczynała ją już
męczyć. Nie znosiła takich sytuacji, kiedy musiała milczeć. A
zwłaszcza gdy obok był jej brat, któremu mówiła wszystko. Nawet
jeśli nie słuchał. Wręcz kochała dręczyć go ciągłymi
pytaniami, docinkami i bezsensownymi stwierdzeniami godnymi
rozkapryszonego dziecka. Spojrzał na nią od niechcenia i rzucił:
-Tak, Monico?
Niedobrze. Nazwał ją Monicą. Nienawidziła, kiedy mówił do niej
pełnym imieniem, a robił to wówczas, gdy sytuacja między nimi
była bardzo napięta. Zagryzła wargi. Kolejny raz przez swoją
nieustępliwość doprowadziła do sytuacji, w której on osiągnął skraj swojej cierpliwości.
-Ja... słuchaj, przepraszam. Pogódźmy się, okej? No nie wiem...
powiedz coś, dłużej tak nie wytrzymam, no błaaa...
-Otwórz walizkę- przerwał jej.
-Co?- powiedziała niepewnie. Nie dlatego, że nie wiedziała co
zrobić, tylko raczej ze względu na to, że rzadko słuchała.
- Otwórz walizkę- powtórzył. Dziewczyna posłusznie chwyciła za
zamek i pociągnęła nim do końca torby.
-Widzisz coś szczególnego?- zapytał niecierpliwie.
-No cóż... jest parę moich rzeczy, ubrania...
-Wciąż tam jest ta kupa sierści i pazury?
-To jest PUSZEK!- zaprotestowała dziewczyna.
-No to nie mamy o czym mówić.- zakończył stanowczo. Parsknęła
arogancko i odwróciła się obrażona do szyby. Założyła na
siebie ręce, by dać Diego wyraźnie do zrozumienia, że szybko się
nie odezwie. Chociaż tak naprawdę bardzo chciała mu coś
powiedzieć. Na myśl przychodziła jej cała fala różnych słów,
które nie miały najmniejszego sensu. Po prostu chciała je z siebie
wydobyć. Wiedziała, że jeden jej potok słów przerodzi się w
drugi, aż w końcu dotrą tam gdzie powinni.
Przyszło jej na myśl, że w sumie nawet nie wie, gdzie jadą. Nie
zna trasy, ale może to dobrze, bo nigdy nie była zbyt dobra z
geografii. No i z matematyki. I z całej reszty przedmiotów
ścisłych... i nie tylko. Natomiast wiedziała, że chce chociaż wiedzieć
gdzie teraz jadą. To by ja znacznie uspokoiło.
-Diego...
-Tak, Monico?- Znowu ta Monica. Poprzysięgła sobie, że jeśli
jeszcze raz tak ją nazwie, to nie powstrzyma się od rękoczynu.
-Gdzie my tak właściwie jedziemy?
-Do zoo.- odparł spokojnie.
-Jak to do zoo?! Już ci mówiłam! Puszek nigdzie nie idzie! A
zwłaszcza do zoo!- wykrzyczała z oburzeniem.
-Co? Ah, nie, spokojnie. Puszek jest całkiem... fajny. Dogadamy się.
Ale mam jeszcze w samochodzie rozwydrzoną małpę z ADHD, która
wymaga pobytu w odosobnieniu. I to jak najszybciej.
Początkowo nie zdawała sobie sprawy, że mówi o niej. Małpa? W
ich samochodzie? Jak? Gdzie? Nigdzie nie widziała żadnej
małpy... oh. W samochodzie nie ma żadnej małpy. Co ewentualnie
ona. Na swoją obronę znalazła tylko słabą ripostę. Pospolite w
tym wieku.
-Oh, nie martw się Diego. Przecież się szczepiłeś.
-Ty też, Monico- odgryzł się raz jeszcze.
-Aaaghh! Skończ z tą Monicą, dobra!?- jęknęła tragicznie.
Zauważając, że doprowadził ją wręcz na granicę między zwykłą
rodzinną dokuczliwością, a prawdziwym wielopokoleniowym sporem,
stwierdził, że odpuści sobie na razie docinki. Jednak już po
chwili dodał:
-Dobrze Monico.
Grubo tego pożałował, ponieważ już po chwili poczuł na swojej
głowie jej pięść. Musiał przyznać- zabolało. Nie spodziewał
się, że tak drobna osóbka jak Mo, może mieć tak silne ręce.
Usłyszał jej chichot. Nie wiedzieć czemu, on również zaczął
się wtedy śmiać. Napięcie, które między nimi panowało powoli się rozluźniało.
***
Usłyszała ich śmiechy. Szydercze odgłosy, które krok po kroku
robiły z niej furiatkę. Doprowadzały do szału. Na każdym kroku
sprawiały, że coraz bardziej ich nie trawiła. Mało powiedziane-
nienawidziła. Nie znosiła, nie cierpiała, gardziła, czuła
ogromną niechęć. Oto co dzieje się z ludźmi odizolowanymi od
wszelkich uczuć ze strony innych.
Miała to nieznaczne szczęście, że za każdym razem kiedy ją
przywiązywano, żadne z porywaczy nie zwracało większej uwagi na
szczegóły, jakimi były niestabilność przedmiotów do tego
przeznaczonych, czy kiepskiej techniki. Biorąc pod uwagę, że już
nieraz podpatrywała sposoby chłopaka, bardzo szybko nauczyła się
je rozwiązywać. A wręcz błyskawicznie.
Przez myśl przeszła jej ucieczka. Zbliżyła się do drzwi raz, czy
drugi. Jednak za każdym tym razem tchórzyła. Kaskaderskie wyczyny
nie były dla niej. Mogła tylko siedzieć cicho i czekać aż któreś
z nich otworzy drzwi... o tak, wtedy ucieknie. Nie przepuści takiej
okazji. Wyciśnie z siebie wszystko, nie dogonią jej, choćby w
ogóle podjęli się pościgu. Po prostu postanowiła, że nie
zmarnuje kolejnej okazji do ucieczki.
Było strasznie ciemno. Poruszanie się po ciemku w tak ciasnej
przestrzeni jest rzeczą wręcz niemożliwą. W środku rozstawione zostały skrzynki, prawdopodobnie z prowiantem. Chciała do nich zajrzeć, w końcu może znalazłaby coś przydatnego. W tej samej chwili przypomniała sobie o dzienniku, który cudem udało jej się przemycić pod koszulką. Robiła to wiele razy w dzieciństwie, podkradając słodycze. Ale pamiętnik był naprawdę sporych rozmiarów. Kiedy przechodziła obok dziewczyny, miała pewność, że go zauważyła. Przez chwilę lub dwie patrzyła na nią podejrzliwie, tak, że aż przeszły po niej ciarki. Obleciał ją strach. Zrządzeniem losu okazał się głos chłopaka, który odwrócił uwagę blondynki. Niby czysty przypadek, a jednak zbawienny.
Wyjęła go i zaczęła przewracać żywo kartkami. Starała się wychwycić najmniejsze chociażby światło, które mogłoby umożliwić jej rozpoznawanie poszczególnych wyrazów. Plandeka była zbyt szczelna. Nie przepuszczała ni jednego promyka.
Przy którymś z zakrętów poczuła, że coś osuwa się z jednej strony posadzki na drugą. Z dźwięku wywnioskowała, że nie był to przedmiot jakoś specjalnie ciężki, więc na pewno nie skrzynka. Turlał się, toteż musiał mieć okrągły kształt, bądź chociaż jakiś element. Przybliżyła się do miejsca, z którego ten odgłos dochodził. Nastąpił kolejny skręt. Idealnie wyczuła moment, w którym rzecz przybliżyła się do niej, i chwyciła ją mocno. Uchwyt z gumową otoczką wskazywałby zazwyczaj na jakąś zabawkę, lub w najrzadszym wypadku broń. Szybko odrzuciła te pomysły, gdyż przenosząc dotyk trochę wyżej poczuła okurzone szkło.
Jakaś lampa?... nie, nie... to chyba... chyba latarka.Nie miała już żadnych wątpliwości, kiedy odnalazła przycisk. Co prawda światło, które dawała latarka nie było zbyt wyraziste, ale zdecydowanie wystarczało. Ponownie uchwyciła "książkę", jednocześnie w drugiej ręce trzymając latarkę. Skromne oświetlenie padło na jedną stronę, co jak już zdążyła zauważyć oznaczało, że mogła spodziewać się może dwóch-trzech wpisów, zważywszy na to, że nie były one zbyt długie. Tym razem naliczyła ich pięć, bardzo krótkich, jednak dość treściwych.
Wtorek
Drogi Pamiętniku! Nie, to głupio brzmi. Taty nadal nie ma. Mama mówi, że gdzieś wyjechał, bo jest artystą, czy coś. W telewizji leci jakiś nowy program muzyczny. Nazywa się Youmix, czy jakoś tak. Diego go ogląda. Naprawdę nie rozumiem fenomenu tego programu.
MO
ŚrodaTaty nadal nie ma. Dzisiaj wystawili oceny na pierwszy semestr. Mam (jak na razie) trzy zagrożenia. Kicha. Ale niezbyt mnie to obchodzi. Jak tylko tata przyjedzie, to poproszę go o zmianę szkoły. W tej i tak mi się nie podobało. Mama wczoraj płakała. Nie wiem o co chodzi, ale się dowiem.
MO
CzwartekTaty nadal nie ma. Diego jest na niego zły, mama nie kryje się już z płaczem. Dziwnie się zachowują. Tak jakby coś przede mną kryli. Może mi się wydaje. Oglądałam dzisiaj odcinek tego całego programu. Śpiewała jakaś Violetta. Bardzo ładnie śpiewała. Tak delikatnie.
MO
PiątekTaty nadal nie ma. Powoli zaczynam się martwić. Mama poprosiła mnie na rozmowę. Nazwała mnie Monicą, a ja tego nie cierpię. Ale byłam spokojna, bo zauważyłam, że mama jest smutna. Mówiła coś, że mnie kocha. Nic z tego nie rozumiem...
MO
Sobota
Taty wciąż nie ma. Za to przyszedł jakiś pan, mama się przeraziła (płakała jak nigdy dotąd). Oznakował wszystkie meble jakimiś naklejkami. Nawet telewizor. À propos telewizji, Diego mi wytłumaczył, że ta cała Violetta jest z wyższych sfer. Ubiera się lepiej, bo ją stać, ze śpiewaniem jest pewnie podobnie.MO
-------------------------------------------------------------------------
W KOŃCU. Tak, wiem. Dłuugo musieliście czekać, i to wszystko dlatego, że głupia ja nie mogłam się zebrać do napisania tego rozdziału xD Chyba wyszedł nieźle, no nie? No, może poza zakończeniem. Miało być troszkę inaczej. Teraz zabieram się do realizacji pewnych spraw. Szykują się nowe zakładki, nowy bohater zresztą też. Powiem tak- będzie miał ogromny wpływ na fabułę. I jeszcze małe wyjaśnienie- to, co jest napisane w ten sposób, oznacza myśli bohaterów. To już chyba wszystko... Pozdrawiam i do zobaczenia :D