Nad
jasnym słońcem powoli dominowała szara, pochmurna mogiła. Chowało
się stopniowo za horyzontem, pozostawiając za sobą piękne ślady.
Od zawsze uwielbiał patrzeć na jego zachody. Kiedy był małym
chłopcem obserwował je z taką ciekawością, jakby stał przed nim
mosiężny król z baśni. Takie widoki wzbudzały w nim sympatię.
Patrzył
znudzony na prostą drogę, którą jechał już dobre 2 godziny. Monotonność ścieżki, którą wybrał przyprawiała go o
senność. Bardzo chciał zasnąć, ale wiedział, że wioząc ze
sobą ukochaną siostrę i cel ich zlecenia, nie mógł sobie na ów
drzemkę pozwolić. I chociaż było to tragicznie nużące, to
patrzenie na otaczający go krajobraz (zza szyby, czy nie) było
niezwykłe. A rzeczy niezwykłych w jego życiu nie było dużo.
Miał
marzenia. Perspektywy. Charakter, którym zachwyciłby niejednego
pracodawcę. I talent, niesamowity talent. A skończył jak? Jako
przestępca. Zły i bezduszny porywacz, złodziej. Znajomości też
miał niemało, ale raczej nie posiadał powodów by się nimi
chwalić. Wszyscy z jednego wora wyciągnięci.
-
Diego...- usłyszał głos swojej siostry.
- Tak,
Mo?
-
Zatrzymamy się gdzieś? No bo wiesz... Muszę za potrzebą...-
powiedziała dyskretnie.
-
Naprawdę nie mogłaś się załatwić zanim wyjechaliśmy? Oooh Mo!
Dlaczego zawsze mi to robisz?- zapytał zrezygnowany.
-Bo
jestem twoją kochaną siostrzyczką- stwierdziła z uśmiechem.
Kiedy zatrzymał auto wysiadła z niego pospiesznie. Oddaliła się w
stronę lasu i znikła w zaroślach.
Czekał
na nią niecierpliwie. Strasznie długo się wlokła. Nagle znikąd
usłyszał cichy pomruk. Znał go dobrze, słyszał nie raz pierwszy.
Doskonale zorientował się, że nie należy do zwierząt
znajdujących się poza pojazdem. To był dźwięk charakterystyczny
dla... kota. Ale skąd miałby się wziąć taki kudłacz w
samochodzie?
Znalazł
miejsce, z którego dochodził tajemniczy dźwięk. Była to dość
duża torba Mo. Rozsunął wolno zapięcie. Od razu przez dziurę
wyjrzał uroczy pyszczek małego tygrysa. Widać było, że dopiero
co się obudził.
Od
środka rozchodziła się w nim złość. Po raz kolejny go nie
posłuchała, chociaż wyraźnie zaznaczył, że tygrys ZOSTAJE w
Argentynie. Akurat zauważył, że jej drobna sylwetka wyłania się
zza zielonego gąszczu. Nie obejdzie się bez awantury. Szczerze
liczył na to, że tym razem nie będzie potrzeby do kłótni. Mylił
się. Okropnie się mylił. I zdał sobie sprawę, że taka sytuacja
zdarzy się jeszcze często.
***
Wsiadła
do samochodu i spojrzała się na torbę. Zdążyła spostrzec, że
jej brat dowiedział się o przemycanym zwierzęciu. Poczuła głęboki
zawód, bo nie potrafiła dopilnować tak prostej sprawy jaką jest
zabezpieczenie torby przed bratem. Jednocześnie strach przysłaniał
jej oczy. Zdawała sobie sprawę, że jej brat jest zdolny do
wszystkiego. A za każdym jego czynem stała właśnie ona.
- Możesz
mi wyjaśnić, co ten farfocel tu robi?- krzyknął.
- Nie
dałeś mi wyboru...- starała się załagodzić. Jako de facto
zarozumiała nastolatka, nie potrafiła jeszcze wyciągnąć
usprawiedliwiających ją argumentów. Osłaniała się zazwyczaj
prostymi zwrotami takimi jak ''bo tak'' lub ''bo nie dałeś mi
wyboru''. Typowy tok myślenia.
- Kpisz
sobie ze mnie?! Jak ty to sobie wyobrażasz, co? A jak straż
graniczna nas złapie? Co im powiesz, co?!
- A co
ty byś im powiedział, gdyby zauważyli, że mamy zakutą ofiarę z
tyłu!?
- Nie
zauważyliby, bo to skończeni idioci! Naprawdę nie sądzisz, że
jak zobaczą tę bestię z nami, to puszczą nas dalej!? - jego krzyk
przemienił się teraz we wrzask. Gdyby byli na zewnątrz, ich
kłótnia dotarłaby na pewno do samej stolicy. Monica milczała. Nie
miała już żadnych sensownych odzywek. To co zrobiła było głupie.
Nawet ona zaczęła to rozumieć. Przez nią całe ich zlecenie mogło
legnąć w gruzach. Tylko dlatego, bo chciała mieć zwierzątko.
Dość nietypowe na swój sposób, ale zawsze.
Oboje
zamilkli. Jechali z chmurnymi minami, w gniewnej atmosferze. Bolało
ich to o tyle bardzo, że nienawidzili się kłócić. Byli dla
siebie wszystkim, od zawsze i na zawsze. I teraz nagle doszło do
ostrej wymiany zdań. To nie była już zwykła, rodzinna sprzeczka,
tylko prawdziwa walka euforii.
Wyrzuty
sumienia- to właśnie czuli oboje.
***
-
Mówiłaś coś?- zapytał.
- Tak.
Mówię, że wiem gdzie go szukać- odparła.
- Ale
kogo? Tego pierwszego, czy tego dru...
- Tego
gorszego- przerwała mu. Skinął głową na znak, że zrozumiał.
Jedna pewna wiadomość od kilku tygodni. W dwa dni dotarło do niego
tyle informacji, o których od policji nie dowiedziałby się nigdy.
No proszę, jednak Marco czasem jest do czegoś przydatny.
-
Dobrze.- powiedział po znacznej przerwie- I co w związku z tym?
-
Jedziemy tam- odparła.
- Gdzie?
- No
cóż... Musisz mi uwierzyć na słowo, nie spodoba ci się.
- Super-
jęknął gburowato. Mało rzeczy podobało mu się ostatnio w jego
życiu. Wieczna nuda. Wieczny stres. Ciągle nowe wspomnienia. I w
dodatku uciążliwe spacery na policję, gdzie słuchał jedynie
insynuacji zmęczonych policjantów (o ile takimi można ich nazwać).
Gdyby siedział tam dłużej, sam wsiąkłby w takiego. Znudzonego.
Bez aspiracji. Z nadzieją na marną emeryturę. Na szczęście miał
to poczucie, że może jeszcze od czasu do czasu wyjść na zewnątrz.
Ruchliwe ulice i przepychający się do pracy ludzie to nie jego
świat. On chodził do parku, tam gdzie spotykał się z Violettą.
Tam, gdzie pierwszy raz ją pocałował. Gdzie jego świat zmienił
się na lepsze.
W tym
momencie to co działo się wokół, w ogóle nie przypominało
dawnych lat, w których cieszył się ze swojego pierwszego motoru,
przebojowej dziewczyny, popularności. Stał się w pewien sposób
przeciętny. I ten okres szczególnie go w tym uświadomił.
-
HAAALOO!- krzyknęła do niego. Machała mu ręką przed wzrokiem już
od kilku minut. No tak. Czasem wyobraźnia za bardzo go ponosiła i
tracił na chwilę kontakt z rzeczywistością. Mrugnął kilka razy
oczami. Widok przelatującej dłoni dziewczyny lekko go rozbawił.
- C-co?
Mówiłaś coś?- udawał powagę. Lucy podniosła wymownie jedną
brew i przyglądała mu się bacznie. Zdziwiony zaczął dotykać
swojej twarzy badając, czy to on jest powodem zdziwienia
obserwatorki.
- Co
jest? Mam coś na twarzy, czy co? Czemu się tak na mnie patrzysz?-
zapytał bliski zdenerwowania.
-Nie, wiesz, tak
tylko... sprawdzam czy ty tak na poważnie, czy po prostu jesteś
lekko...
- Lekkoo?- przeciągnął.
- Walnięty- zaśmiała
się. Dziwne. Zobaczył jej uśmiech po raz pierwszy. Gdy na nią
patrzał widział kogoś mu bliskiego... przeszło mu przez myśl,
że śmieje się identycznie jak Violetta. Nie, León głupku.
Violetta śmieje się inaczej. Teraz to on wcielił się w rolę
gapia.
- Co się tak patrzysz?-
zauważyła. Ten zaś wytrzeszczył oczy jeszcze bardziej, próbując
doprowadzić do sytuacji, która wydarzyła się przed chwilą.
- Hej, przestań! Nie patrz
się tak... Mam coś na twarzy, czy co?- przejechała ręką po
swoich kościach policzkowych. Zaraz po tym zrozumiała, że dała
się wrobić. León zaczął się śmiać, a ona wygięła usta w
półuśmiechu.
- Przechytrzyłeś mnie...
nieźle.- stwierdziła z szacunkiem.
- Nieźle? Jak na
„walniętego”, to chyba rewelacyjnie.
- Nie. Uzgodnijmy, że
„dobrze”.
- Ehh... No dobrze, niech
będzie „dobrze”.- rzucił zrezygnowany. Zresztą i tak nie
liczył na więcej. Ich znajomość nie była długa, ale zdążył
zorientować się, że nie ma do czynienia ze zwykłą kobietą. W
tej było coś niezwykłego, coś od czego czuło się intrygę i
rodzaj charakteru, którego nie był w stanie rozgryźć. Jak
skrzynia skarbów, do której nie ma absolutnie żadnego gotowego
klucza.
-A powiesz mi gdzie
jedziemy?- powiedział po krótkiej chwili ciszy.-Do więzienia.
''Czemu
ja się tego nie domyśliłem''- pomyślał.
***
- A więc
kilka dni temu był tu León, a ty mi nic nie powiedziałaś, tak? I
dałaś mu ten adres bez mojej zgody, hę?- zapytał zdenerwowany. Po
kilku dniach piekielnej harówki przy remontach jego żona oznajmiła
mu, że podarowała ściśle tajny adres jego przyjacielowi. Niby
nic, to w końcu León. Jednak kontakt do Lucy był ostatecznym,
awaryjnym wyjściem. Owszem, niezaprzeczalnie ta sytuacja należała
do takowych. Mimo wszystko mogła to z nim obmówić.
- I tak
pewnie ledwo się doczytał...- zironizowała.
-
Francesca, tu nie chodzi już o to. Ale sam fakt, że nie raczyłaś
mnie o tym poinformować jest... przygnębiający. - miał rację.
Pracował godzinami nad doskonałym wyglądem ich pokoju. W tym
czasie ona zataiła tak cenną sprawę. Bardzo oczywisty przykład,
jak szybko stracić zaufanie bliskich nam osób.
-
Marco... przepraszam. Ale zrozum... kiedy spojrzałam na Leóna... On
wyglądał niewiele lepiej niż ja. A to co ostatnio się ze mną
dzieje, jest straszne. On był zdeterminowany... Wiedziałam, że
jeżeli nie dam mu tej kartki, to już jej nigdy nie zobaczę... Nie
zobaczę, rozumiesz?!- po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Chciała być silna. Ale nie potrafiła. Zmierzenie się ze strachem
było ciężkie. A zwłaszcza takim, który podpowiadał jej o
śmierci przyjaciółki. Bardzo pragnęła, żeby jej się udało,
żeby Violetta przeżyła. Niestety, ta wizja nie była już tak
prawdopodobna jak kilka dni temu. Z każdą upływającą godziną
nadzieja stawała się coraz bledsza.
Usiadł
i objął ją ramieniem. Delikatnie przyciągnął do siebie i
pocałował w czoło. Powiedział cicho kilka słów, żeby się nie
martwiła, że faktycznie zrobiła dobrze. Bo rzeczywiście to czego
dokonała, było słuszne.
Widząc
Leóna z martwym wyrazem twarzy, coś w niej pękło. Poczuła, że
gromadzi się w nim chęć zemsty. Nie znała lepszego sposobu, niż
polecenie mu Lucy. Ta dziewczyna też kilka lat temu przeżyła coś
podobnego. Francesca dobrze zdawała sobie sprawę, że szybko się
dogadają. Będą wiedzieli co robić... albo przynajmniej jedno z
nich.
- Chcesz
coś do picia?- zapytał ją maż.
-
N-nie... dziękuję.
Gdy
zauważyła, że Marco znika za ścianą, sięgnęła po telefon.
Wybrała pierwszy numer, który przyszedł jej na myśl. Leóna.
Chciała znać każdy szczegół. Ufała im. Miała przeczucie, że
znajdą Violę. Razem. Łącząc siły mieli szanse... nie to co ona.
Ona mogła co najwyżej czekać.
-------------------------------------
Obiecany rozdział. Teraz piszę na 3-4 strony w Libre Office, jest to wygodniejsze niż takie pisanie w bloggerze. Moim największym problemem były akapity. Teraz już piszę swobodnie i bez ograniczeń :) W głowie mam już mniej więcej poukładane, co się wydarzy w tej części. Od razu uprzedzam- nie skończy się różowo. No cóż... to chyba tyle. Pozdrawiam i widzimy się niebawem :-)
Czyli ta opowieść nie skończy się różowo, czyli tak ja LUBIĘ. Od kiedy znalazłam twojego bloga od razu go polubiłam. Piszesz genialnie. Tak mroczno i tajemniczo a za razem zabawinie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :))
Pozdrawiam :D
super
OdpowiedzUsuńczekam na nexst
Jest problem;x.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów na ten przecudowny rozdział!
Naprawdę. Niby jest taki jak każdy inny rozdział wykonany przez ciebie (czyt. genialny). Ale za to ma w sobie ,,to coś". Coś, co sprawia, że jest wciągający i tajemniczy.
Okej, może przejdę do samego rozdziału.
Diego, Mo i kłótnia o tygrysa. Zabawne, ale również zarazem takie "groźne"xd. Ale mimo tej kłótni to nadal będą bratem i siostrą. A rodzeństwo łączy nierozrywalna więź i dodatkowo mają wyrzuty sumienia, więc nadal będą się lubić. Albo znosić<3. Mam tylko nadzieję, że jakoś się pogodzą [bo ich uwielbiam^^].
Co do Lucy... DZIEWCZYNA WYMIATA! Niesamowite, że tyle się dowiedziała w dwa dni! Ale mimo jej całego talentu to dała się wrobić Leonowi [mimo, że ona pierwsza go nabrała]. Tak czy siak- kocham ich sprzeczki. I to naprawdę niesamowite, że dajesz radę sprawić, iż [co za słownictwo!] każdy będzie się uśmiechał do monitora podczas czytania tych scenek, mimo fabuły, która jest tajemnicza i nie za wesoła.
To teraz przechodzimy do Marcesci. Zdecydowanie popieram Fran! Kiedy się widzi przyjaciela w takim stanie, niewiele lepszym od własnego, trzeba jakoś zadziałać. Dobrze, więc, że tak zrobiła:). Jednak powinna również powiadomić Marco, bo potem biedaczyna się bardzo zdziwił oraz trochę rozgniewał. A to smutne:c. Ale koniec końców, pogodzili się! Juhu!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~
Co do nieróżowego końca... Myślę, że będzie to trzymający w napięciu moment lub bardzo smutna, tajemnicza scena. Ale to wiesz tylko ty!
Mimo wszystko cieszę się, że nie będzie takiego zakończenia pierwszej części:
"I odjechali w stronę słońca na różowym jednorożcu".
Takie coś jest trochę nierzeczywiste [nie chodzi o jednorożca]. Dlaczego takie, a nie inne? Bo życie nie jest kolorowe.
Cieszę się, więc, że piszesz o rzeczach realnych. To bardzo duży atut;).
Chyba tyle miałam zamiar przekazać:).
I, choć będę na niego czekać cierpliwie C:, życzę dużo weny oraz czasu na napisanie IX rozdziału [chyba ma już 15%! Jej!].
Ciao!
~Vanill
genialny ;*
OdpowiedzUsuńto widzę, że Leon dalej poszukuje Violi <3
świetnie, że się nie poddaje.
czekam na kolejny ;)
//Nati
hej chcę cie poinformować, że zostałaś nominowana do LBA na moim blogu, szczegóły tutaj :
Usuńhttp://violetta-i-leon-iwszystkojasne.blogspot.com/2014/02/druga-nominacja-do-lba.html
Super czekam na następne
OdpowiedzUsuńi mam nadzieje że Diego będzie dobry bo
go uwielbiam a bardziej chciałabym żeby była
Diegoletta ♥
Czekam niecierpliwie!!!
to znowu ja
OdpowiedzUsuńmam dla ciebie info
nominowałam cię do LBA
szczegóły tu:
http://love-lets-you-reach-the-sky.blogspot.com/2014/02/nominacja-do-lba.html
Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu! muzyka-mordercy.blogspot.com
OdpowiedzUsuń