*Rozdział VIII*- Kłótnia to najgorsze możliwe rozwiązanie.

    Nad jasnym słońcem powoli dominowała szara, pochmurna mogiła. Chowało się stopniowo za horyzontem, pozostawiając za sobą piękne ślady. Od zawsze uwielbiał patrzeć na jego zachody. Kiedy był małym chłopcem obserwował je z taką ciekawością, jakby stał przed nim mosiężny król z baśni. Takie widoki wzbudzały w nim sympatię.
    Patrzył znudzony na prostą drogę, którą jechał już dobre 2 godziny. Monotonność ścieżki, którą wybrał przyprawiała go o senność. Bardzo chciał zasnąć, ale wiedział, że wioząc ze sobą ukochaną siostrę i cel ich zlecenia, nie mógł sobie na ów drzemkę pozwolić. I chociaż było to tragicznie nużące, to patrzenie na otaczający go krajobraz (zza szyby, czy nie) było niezwykłe. A rzeczy niezwykłych w jego życiu nie było dużo.
    Miał marzenia. Perspektywy. Charakter, którym zachwyciłby niejednego pracodawcę. I talent, niesamowity talent. A skończył jak? Jako przestępca. Zły i bezduszny porywacz, złodziej. Znajomości też miał niemało, ale raczej nie posiadał powodów by się nimi chwalić. Wszyscy z jednego wora wyciągnięci.
   - Diego...- usłyszał głos swojej siostry.
   - Tak, Mo?
   - Zatrzymamy się gdzieś? No bo wiesz... Muszę za potrzebą...- powiedziała dyskretnie.
   - Naprawdę nie mogłaś się załatwić zanim wyjechaliśmy? Oooh Mo! Dlaczego zawsze mi to robisz?- zapytał zrezygnowany.
   -Bo jestem twoją kochaną siostrzyczką- stwierdziła z uśmiechem. Kiedy zatrzymał auto wysiadła z niego pospiesznie. Oddaliła się w stronę lasu i znikła w zaroślach.
    Czekał na nią niecierpliwie. Strasznie długo się wlokła. Nagle znikąd usłyszał cichy pomruk. Znał go dobrze, słyszał nie raz pierwszy. Doskonale zorientował się, że nie należy do zwierząt znajdujących się poza pojazdem. To był dźwięk charakterystyczny dla... kota. Ale skąd miałby się wziąć taki kudłacz w samochodzie?
    Znalazł miejsce, z którego dochodził tajemniczy dźwięk. Była to dość duża torba Mo. Rozsunął wolno zapięcie. Od razu przez dziurę wyjrzał uroczy pyszczek małego tygrysa. Widać było, że dopiero co się obudził.
    Od środka rozchodziła się w nim złość. Po raz kolejny go nie posłuchała, chociaż wyraźnie zaznaczył, że tygrys ZOSTAJE w Argentynie. Akurat zauważył, że jej drobna sylwetka wyłania się zza zielonego gąszczu. Nie obejdzie się bez awantury. Szczerze liczył na to, że tym razem nie będzie potrzeby do kłótni. Mylił się. Okropnie się mylił. I zdał sobie sprawę, że taka sytuacja zdarzy się jeszcze często.

***

    Wsiadła do samochodu i spojrzała się na torbę. Zdążyła spostrzec, że jej brat dowiedział się o przemycanym zwierzęciu. Poczuła głęboki zawód, bo nie potrafiła dopilnować tak prostej sprawy jaką jest zabezpieczenie torby przed bratem. Jednocześnie strach przysłaniał jej oczy. Zdawała sobie sprawę, że jej brat jest zdolny do wszystkiego. A za każdym jego czynem stała właśnie ona.
    - Możesz mi wyjaśnić, co ten farfocel tu robi?- krzyknął.
    - Nie dałeś mi wyboru...- starała się załagodzić. Jako de facto zarozumiała nastolatka, nie potrafiła jeszcze wyciągnąć usprawiedliwiających ją argumentów. Osłaniała się zazwyczaj prostymi zwrotami takimi jak ''bo tak'' lub ''bo nie dałeś mi wyboru''. Typowy tok myślenia.
    - Kpisz sobie ze mnie?! Jak ty to sobie wyobrażasz, co? A jak straż graniczna nas złapie? Co im powiesz, co?!
    - A co ty byś im powiedział, gdyby zauważyli, że mamy zakutą ofiarę z tyłu!?
    - Nie zauważyliby, bo to skończeni idioci! Naprawdę nie sądzisz, że jak zobaczą tę bestię z nami, to puszczą nas dalej!? - jego krzyk przemienił się teraz we wrzask. Gdyby byli na zewnątrz, ich kłótnia dotarłaby na pewno do samej stolicy. Monica milczała. Nie miała już żadnych sensownych odzywek. To co zrobiła było głupie. Nawet ona zaczęła to rozumieć. Przez nią całe ich zlecenie mogło legnąć w gruzach. Tylko dlatego, bo chciała mieć zwierzątko. Dość nietypowe na swój sposób, ale zawsze.
    Oboje zamilkli. Jechali z chmurnymi minami, w gniewnej atmosferze. Bolało ich to o tyle bardzo, że nienawidzili się kłócić. Byli dla siebie wszystkim, od zawsze i na zawsze. I teraz nagle doszło do ostrej wymiany zdań. To nie była już zwykła, rodzinna sprzeczka, tylko prawdziwa walka euforii.
    Wyrzuty sumienia- to właśnie czuli oboje.

***

    - Mówiłaś coś?- zapytał.
    - Tak. Mówię, że wiem gdzie go szukać- odparła.
    - Ale kogo? Tego pierwszego, czy tego dru...
    - Tego gorszego- przerwała mu. Skinął głową na znak, że zrozumiał. Jedna pewna wiadomość od kilku tygodni. W dwa dni dotarło do niego tyle informacji, o których od policji nie dowiedziałby się nigdy. No proszę, jednak Marco czasem jest do czegoś przydatny.
    - Dobrze.- powiedział po znacznej przerwie- I co w związku z tym?
    - Jedziemy tam- odparła.
    - Gdzie?
    - No cóż... Musisz mi uwierzyć na słowo, nie spodoba ci się.
    - Super- jęknął gburowato. Mało rzeczy podobało mu się ostatnio w jego życiu. Wieczna nuda. Wieczny stres. Ciągle nowe wspomnienia. I w dodatku uciążliwe spacery na policję, gdzie słuchał jedynie insynuacji zmęczonych policjantów (o ile takimi można ich nazwać). Gdyby siedział tam dłużej, sam wsiąkłby w takiego. Znudzonego. Bez aspiracji. Z nadzieją na marną emeryturę. Na szczęście miał to poczucie, że może jeszcze od czasu do czasu wyjść na zewnątrz. Ruchliwe ulice i przepychający się do pracy ludzie to nie jego świat. On chodził do parku, tam gdzie spotykał się z Violettą. Tam, gdzie pierwszy raz ją pocałował. Gdzie jego świat zmienił się na lepsze.
    W tym momencie to co działo się wokół, w ogóle nie przypominało dawnych lat, w których cieszył się ze swojego pierwszego motoru, przebojowej dziewczyny, popularności. Stał się w pewien sposób przeciętny. I ten okres szczególnie go w tym uświadomił.
    - HAAALOO!- krzyknęła do niego. Machała mu ręką przed wzrokiem już od kilku minut. No tak. Czasem wyobraźnia za bardzo go ponosiła i tracił na chwilę kontakt z rzeczywistością. Mrugnął kilka razy oczami. Widok przelatującej dłoni dziewczyny lekko go rozbawił.
    - C-co? Mówiłaś coś?- udawał powagę. Lucy podniosła wymownie jedną brew i przyglądała mu się bacznie. Zdziwiony zaczął dotykać swojej twarzy badając, czy to on jest powodem zdziwienia obserwatorki.
    - Co jest? Mam coś na twarzy, czy co? Czemu się tak na mnie patrzysz?- zapytał bliski zdenerwowania.
    -Nie, wiesz, tak tylko... sprawdzam czy ty tak na poważnie, czy po prostu jesteś lekko...
     - Lekkoo?- przeciągnął.
     - Walnięty- zaśmiała się. Dziwne. Zobaczył jej uśmiech po raz pierwszy. Gdy na nią patrzał widział kogoś mu bliskiego... przeszło mu przez myśl, że śmieje się identycznie jak Violetta. Nie, León głupku. Violetta śmieje się inaczej. Teraz to on wcielił się w rolę gapia.
     - Co się tak patrzysz?- zauważyła. Ten zaś wytrzeszczył oczy jeszcze bardziej, próbując doprowadzić do sytuacji, która wydarzyła się przed chwilą.
     - Hej, przestań! Nie patrz się tak... Mam coś na twarzy, czy co?- przejechała ręką po swoich kościach policzkowych. Zaraz po tym zrozumiała, że dała się wrobić. León zaczął się śmiać, a ona wygięła usta w półuśmiechu.
     - Przechytrzyłeś mnie... nieźle.- stwierdziła z szacunkiem.
     - Nieźle? Jak na „walniętego”, to chyba rewelacyjnie.
     - Nie. Uzgodnijmy, że „dobrze”.
     - Ehh... No dobrze, niech będzie „dobrze”.- rzucił zrezygnowany. Zresztą i tak nie liczył na więcej. Ich znajomość nie była długa, ale zdążył zorientować się, że nie ma do czynienia ze zwykłą kobietą. W tej było coś niezwykłego, coś od czego czuło się intrygę i rodzaj charakteru, którego nie był w stanie rozgryźć. Jak skrzynia skarbów, do której nie ma absolutnie żadnego gotowego klucza.
     -A powiesz mi gdzie jedziemy?- powiedział po krótkiej chwili ciszy.
     -Do więzienia.
   ''Czemu ja się tego nie domyśliłem''- pomyślał.

***

    - A więc kilka dni temu był tu León, a ty mi nic nie powiedziałaś, tak? I dałaś mu ten adres bez mojej zgody, hę?- zapytał zdenerwowany. Po kilku dniach piekielnej harówki przy remontach jego żona oznajmiła mu, że podarowała ściśle tajny adres jego przyjacielowi. Niby nic, to w końcu León. Jednak kontakt do Lucy był ostatecznym, awaryjnym wyjściem. Owszem, niezaprzeczalnie ta sytuacja należała do takowych. Mimo wszystko mogła to z nim obmówić.
    - I tak pewnie ledwo się doczytał...- zironizowała.
    - Francesca, tu nie chodzi już o to. Ale sam fakt, że nie raczyłaś mnie o tym poinformować jest... przygnębiający. - miał rację. Pracował godzinami nad doskonałym wyglądem ich pokoju. W tym czasie ona zataiła tak cenną sprawę. Bardzo oczywisty przykład, jak szybko stracić zaufanie bliskich nam osób.
    - Marco... przepraszam. Ale zrozum... kiedy spojrzałam na Leóna... On wyglądał niewiele lepiej niż ja. A to co ostatnio się ze mną dzieje, jest straszne. On był zdeterminowany... Wiedziałam, że jeżeli nie dam mu tej kartki, to już jej nigdy nie zobaczę... Nie zobaczę, rozumiesz?!- po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Chciała być silna. Ale nie potrafiła. Zmierzenie się ze strachem było ciężkie. A zwłaszcza takim, który podpowiadał jej o śmierci przyjaciółki. Bardzo pragnęła, żeby jej się udało, żeby Violetta przeżyła. Niestety, ta wizja nie była już tak prawdopodobna jak kilka dni temu. Z każdą upływającą godziną nadzieja stawała się coraz bledsza.
     Usiadł i objął ją ramieniem. Delikatnie przyciągnął do siebie i pocałował w czoło. Powiedział cicho kilka słów, żeby się nie martwiła, że faktycznie zrobiła dobrze. Bo rzeczywiście to czego dokonała, było słuszne.
    Widząc Leóna z martwym wyrazem twarzy, coś w niej pękło. Poczuła, że gromadzi się w nim chęć zemsty. Nie znała lepszego sposobu, niż polecenie mu Lucy. Ta dziewczyna też kilka lat temu przeżyła coś podobnego. Francesca dobrze zdawała sobie sprawę, że szybko się dogadają. Będą wiedzieli co robić... albo przynajmniej jedno z nich.
    - Chcesz coś do picia?- zapytał ją maż.
    - N-nie... dziękuję.
    Gdy zauważyła, że Marco znika za ścianą, sięgnęła po telefon. Wybrała pierwszy numer, który przyszedł jej na myśl. Leóna. Chciała znać każdy szczegół. Ufała im. Miała przeczucie, że znajdą Violę. Razem. Łącząc siły mieli szanse... nie to co ona. Ona mogła co najwyżej czekać.


-------------------------------------
Obiecany rozdział. Teraz piszę na 3-4 strony w Libre Office, jest to wygodniejsze niż takie pisanie w bloggerze. Moim największym problemem były akapity. Teraz już piszę swobodnie i bez ograniczeń :) W głowie mam już mniej więcej poukładane, co się wydarzy w tej części. Od razu uprzedzam- nie skończy się różowo. No cóż... to chyba tyle. Pozdrawiam i widzimy się niebawem :-) 

8 komentarzy:

  1. Czyli ta opowieść nie skończy się różowo, czyli tak ja LUBIĘ. Od kiedy znalazłam twojego bloga od razu go polubiłam. Piszesz genialnie. Tak mroczno i tajemniczo a za razem zabawinie.
    Czekam na kolejny rozdział :))

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest problem;x.
    Brak mi słów na ten przecudowny rozdział!
    Naprawdę. Niby jest taki jak każdy inny rozdział wykonany przez ciebie (czyt. genialny). Ale za to ma w sobie ,,to coś". Coś, co sprawia, że jest wciągający i tajemniczy.
    Okej, może przejdę do samego rozdziału.
    Diego, Mo i kłótnia o tygrysa. Zabawne, ale również zarazem takie "groźne"xd. Ale mimo tej kłótni to nadal będą bratem i siostrą. A rodzeństwo łączy nierozrywalna więź i dodatkowo mają wyrzuty sumienia, więc nadal będą się lubić. Albo znosić<3. Mam tylko nadzieję, że jakoś się pogodzą [bo ich uwielbiam^^].
    Co do Lucy... DZIEWCZYNA WYMIATA! Niesamowite, że tyle się dowiedziała w dwa dni! Ale mimo jej całego talentu to dała się wrobić Leonowi [mimo, że ona pierwsza go nabrała]. Tak czy siak- kocham ich sprzeczki. I to naprawdę niesamowite, że dajesz radę sprawić, iż [co za słownictwo!] każdy będzie się uśmiechał do monitora podczas czytania tych scenek, mimo fabuły, która jest tajemnicza i nie za wesoła.
    To teraz przechodzimy do Marcesci. Zdecydowanie popieram Fran! Kiedy się widzi przyjaciela w takim stanie, niewiele lepszym od własnego, trzeba jakoś zadziałać. Dobrze, więc, że tak zrobiła:). Jednak powinna również powiadomić Marco, bo potem biedaczyna się bardzo zdziwił oraz trochę rozgniewał. A to smutne:c. Ale koniec końców, pogodzili się! Juhu!!!
    ~~~~~~~~~~~~~~~~
    Co do nieróżowego końca... Myślę, że będzie to trzymający w napięciu moment lub bardzo smutna, tajemnicza scena. Ale to wiesz tylko ty!
    Mimo wszystko cieszę się, że nie będzie takiego zakończenia pierwszej części:
    "I odjechali w stronę słońca na różowym jednorożcu".
    Takie coś jest trochę nierzeczywiste [nie chodzi o jednorożca]. Dlaczego takie, a nie inne? Bo życie nie jest kolorowe.
    Cieszę się, więc, że piszesz o rzeczach realnych. To bardzo duży atut;).
    Chyba tyle miałam zamiar przekazać:).
    I, choć będę na niego czekać cierpliwie C:, życzę dużo weny oraz czasu na napisanie IX rozdziału [chyba ma już 15%! Jej!].
    Ciao!
    ~Vanill

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny ;*
    to widzę, że Leon dalej poszukuje Violi <3
    świetnie, że się nie poddaje.
    czekam na kolejny ;)

    //Nati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej chcę cie poinformować, że zostałaś nominowana do LBA na moim blogu, szczegóły tutaj :
      http://violetta-i-leon-iwszystkojasne.blogspot.com/2014/02/druga-nominacja-do-lba.html

      Usuń
  4. Super czekam na następne
    i mam nadzieje że Diego będzie dobry bo
    go uwielbiam a bardziej chciałabym żeby była
    Diegoletta ♥

    Czekam niecierpliwie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. to znowu ja
    mam dla ciebie info
    nominowałam cię do LBA
    szczegóły tu:
    http://love-lets-you-reach-the-sky.blogspot.com/2014/02/nominacja-do-lba.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu! muzyka-mordercy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń